środa, 21 maja 2014

Rozdział 3

          Lucy
          — Przepraszam — mówię zawstydzona. — Nie chciałam cię urazić.
          — Nie uraziłaś, panienko Lucy. — Cichy, drżący głos zaprzecza słowom.
          Nie wiem, co powiedzieć. Ona cierpi każdego dnia, wstaje i nie może zobaczyć piękna świata, który ją otacza, nie widzi rodziny, przyjaciół, nie dostrzega uśmiechu na ich twarzach, ani łez w oczach,  wiele zostało jej zabrane... Chcę ją pocieszyć, ale nie mogę, nie potrafię, nie wiem, czy w ogóle tego potrzebuje.  Podchodzę tylko do niej i obejmuję, choć zdaję sobie sprawę, że nie poczuje mojego dotyku.
          — Biedactwo... — szepczę, a dziewczyna zamiera. — Tak mi przykro...
          Po moich policzkach toczą się kolejne łzy. Tych się nie wstydzę, ponieważ wylewam je dla kogoś innego, a nie użalając się nad własnym losem.
          — Mogę ci jakoś pomóc? — pytam.
          Nie odpowiada od razu, przez chwilę siedzimy w milczeniu. Jej usta są zaciśnięte w wąską kreskę, niewidzące oczy skierowane daleko w przestrzeń. Zdaję sobie nagle sprawę, że jest starsza niż sądziłam na początku. Nie jest mała, głupią dziewczynką, a delikatną kobietą, która zbyt wiele przeszła.
          — To nie ja potrzebuję pomocy — mówi dziwnietak oschłym i wyzutym z emocji głosem.
        Odsuwam się zaskoczona, ale kiedy znów na nią patrzę, na jej twarzy gości delikatny, współczujący uśmiech.
          — Potrafisz mi pomóc? — pytam zła na siebie za kropelkę nadziei, rodzącą się w moim sercu.
          — Chyba tak, panienko Lucy — odpowiada niepewnie.
          — Mów mi po prostu ,,Lucy" — mówię i uśmiecham się do niej promiennie. Kiwa głowa, podnosi się z podłogi i idzie w stronę drzwi. Ruszam za nią, zastanawiając się, co planuje. Wyciąga przed siebie ręce, aby wyczuć ewentualną przeszkodę, z czego wnioskuję, że przebywa w tym domu od niedawna. Oczywiście jeżeli to coś zbudowane z kilku pozbijanych desek, można nazwać domem. Natrafia w końcu na drzwi, jej drobna dłoń zaciska się kurczowo na klamce, jakby dziewczyna bała się, czegoś, co może czekać na zewnątrz.
          — Idziesz za mną? — pyta cichutko.
          Kiwam głowa, ale zaraz uświadamiam sobie, że ona mnie nie widzi.
          — Tak — odpowiadam pośpiesznie. — Mam sprawdzić, czy nikogo nie ma za drzwiami?
         Kręci przecząco głową i mocno szarpie za klamkę. Oślepia mnie błysk promieni słonecznych, czuję na twarzy podmuch chłodnego wiatru i mam wrażenie, że moja śmierć i wszystko, co wydarzyło się potem to tylko zły sen, że zaraz zobaczę pędzącego w moją stronę Natsu ze zleceniem w dłoni i Happy'ego zajadającego się rybką, którą nie wiadomo skąd wytrzasnął. Ale to tylko puste, nic nieznaczące złudzenie, przysparzające mojemu obolałemu sercu jeszcze więcej cierpienia. Kręcę gwałtownie głową, aby odgonić od siebie te bezsensowne myśli, teraz najważniejsze jest działanie.
           Patrzę na Taiyo, wolno schodzącą po drewnianych schodach, niebezpiecznie wyginających się i skrzypiących pod jej niewielkim ciężarem. Bosą stopą ostrożnie bada powierzchnię, na którą zaraz ma stanąć, każdy jej ruch jest niepewny, przepełniony strachem przed niespodziewaną przeszkodą i nagłym upadkiem. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak ciężkie musi być jej życie.
          Dociera w końcu do podnóża drewnianej konstrukcji, z jej płuc wyrywa się westchnienie ulgi. Po prawej stronie, przy ścianie chwiejącej się chatki stoją dwie małe walizki. A więc dopiero się wprowadza i nawet nie zdążyła wypakować rzeczy, tylko od razu zajęła się moją sprawą. Czuję pod powiekami łzy wzruszenia. Ta dziewczyna jest niesamowita, poświęca własne dobro i czas, dla kogoś takiego jak ja, kogoś kogo nawet nie zna.
          — Uważaj! — krzyczę, kiedy prawie wpada na bagaże.
          Zatrzymuje się gwałtownie, a na jej twarzy maluje się przerażenie.
          — Co się stało? — Stara się, aby jej głos brzmiał spokojnie, ale ja i tak słyszę jego drżenie i urywany oddech.
          — Walizki — odpowiadam, zawstydzona spuszczając głowę i rumieniąc się. — Nie chciałam cię przestraszyć.
          Nie odpowiada, oddycha głęboko i zaciska wargi w wąską kreskę. Jest mi strasznie wstyd, że tak ją przestraszyłam.
          Dziewczyna pochyla się i otwiera większą z walizek. W środku są same sukienki i jedna księga. Delikatnie przesuwa palcami wzdłuż jej grzbietu, zanim ją wyciągnie. Na twarzy Taiyo widnieje ogromne skupienie, jakby bała się, że książka rozsypie się w jej dłoni przy najmniejszym nieostrożnym ruchu.
          Zafascynowana stawiam stopę na pierwszym schodku, za późno przypominając sobie, jak niepewna jest ta konstrukcja. Przestraszona spoglądam w dół, spodziewając się widoku pękających desek i drzazg, dopiero po chwili uświadamiam sobie, że jako duch nic nie ważę. Happy byłby zadowolony. Happy... Natsu... Ciekawe gdzie teraz są, co robią? Unoszę twarz ku niebu i posyłam w stronę zachodzącego słońca delikatny uśmiech, mając nadzieję, że dotrze do gildii, do moich przyjaciół, rodziny.
          — Muszę dostać się w pewne miejsce. — Z zamyślenia wyrywa mnie głos Taiyo. — Sama nie dam rady.
          Patrzę na nią nieprzytomnym wzrokiem. Siedzi na ziemi z kolanami podciągniętymi pod brodę, przyciskając do piersi księgę, jakby był to największy skarb na świecie. Jej oczy są w nieustannym ruchu, szuka zagrożenia, którego i tak nie dałaby rady zobaczyć.
          — Taiyo? — szepczę lekko przestraszona jej zachowaniem.
          — Poproszę o pomoc pewna gildię. Na pewno się zgodzą. Nie cieszą się najlepszą sławą, ale ufam...
          — Taiyo! — przerywam jej, nie ważąc na to, że mój krzyk może ją przestraszyć. — O co chodzi?!
          Odwraca swoją  obojętną twarz w moją stronę, to co widzę w jej oczach sprawia, że moje serce zaczyna bić szybciej. Pustka...  Mruga kilka razy, próbując wyrwać się z tego dziwnego transu, a potem uśmiecha się do mnie przepraszająco, ciągle kurczowo przyciskając do siebie księgę.
          — Abym mogła spróbować przywrócić cię do świata żywych, muszę dotrzeć w pewne miejsce. — Mówi powoli, jakby tłumaczyła coś oczywistego małemu dziecku. — Jednak sama nie dam rady i pewnie będę musiała wynająć kilku magów.
          — Fairy Tail — wyrywa mi się od razu, więc szybko zasłaniam usta dłonią.
          Wzdycha cichutko, pewnie spodziewała się po mnie takiej reakcji.
          — Niedaleko jest inna gildia. — Jej głos jest ledwie słyszalny, przepełniony smutkiem i współczuciem. — Pomagają mi często...
          — Proszę... — szepczę, podchodząc do niej. — Moje życie powinno leżeć w rękach przyjaciół. Tylko im mogę na tyle zaufać.
          — A mi nie ufasz?!
          Cofam się, przerażona jej nagłym wybuchem złości.
          — Przepraszam. — Spuszcza zawstydzona głowę. — Po prostu nie chcę, żeby cierpieli, gdy okaże się, że jednak nie mogę ci pomóc.
          Ma rację, dla nich to byłoby tak, jakbym po raz drugi umarła. Nie chcę narażać ich na taki ból, już dość przeze mnie wycierpieli.
          — Nic im nie mówmy — proszę i już wiem, że nie znajdzie żadnego kontrargumentu.
Przez chwilę siedzi, wolno kiwając głową. Myśli.
          — Dobrze — mówi. — Pójdę poszukać kogoś, kto pomoże mi wysłać zlecenie, a ty, Lucy, wracaj do przyjaciół.
          Patrze na nią i zastanawiam się gdzie podziała się ta nieśmiała dziewczynka, siedząca w rozwalającej się chatce i przepraszająca za to, że chce mi pomóc. Uświadamiam sobie, że ufa mi, potrafi pokazać swoją prawdziwą naturę. Jest najlepszą i najsłodszą istotką, jaką dane mi było poznać i twierdzę tak, mimo że przyjaźnię się z Wendy.
          — Jak mam dostać się do domu? — pytam, zdając sobie sprawę, że nie wiem gdzie jestem.
          — Lucy — odpowiada radośnie. — Jesteś duchem. Nie obowiązują cię prawa rządzące światem śmiertelników, możesz podróżować w czasie i przestrzeni. Nie wiesz nawet, jakie to niezwykłe.
          Jej słowa zamiast mnie pocieszyć, wypełnić nadzieją, sprawiają, że mój żołądek ściska się ze strachu. Jestem zbyt blisko nieistnienia, tak mało brakuje, abym pogrążyła się w jego wiecznych odmętach. Podróżować w czasie i przestrzeni... Na samą myśl czuję się mniej żywa, dostaję napadu mdłości. Przecież to nienaturalne, sprzeczne ze wszystkim, co do tej pory wiedziałam.
          — Lucy? Ciągle tu jesteś?
          — Tak.
          — Proszę, idź już. — Smutek i samotność zawarte w jej delikatnym, słodziutkim głosiku sprawiają, że mam ochotę zostać, pocieszyć ją, ale rozumiem, że potrzebuje chwili samotności. Zdecydowała, że wyruszy w podróż dla osoby, której nawet nie zna, pasowałaby do nas, do Fairy Tail. Chcę jej to powiedzieć, ale gdy tylko przed oczami staje mi budynek gildii, ogarnia mnie nieopisana tęsknota i wszystko dookoła zaczyna się rozmazywać, widzę, że Taiyo coraz szybciej oddala się ode mnie. Krzyczę, choć sama tego nie słyszę, zagłusza mnie świst pędzącego powietrza. Mam zawroty głowy, zaciskam powieki, żołądek podchodzi mi do gardła, już wiem, jak czuje się Natsu w środkach transportu, po tym wszystkim sama też będę miała pewnie chorobę lokomocyjną.
          I nagle wszystko ustaje. Otwieram oczy i widzę, że znajduję się w samym środku gildii. Mimo późnej pory wszyscy wciąż tu są, jednak panuje nienaturalna cisza. Rozglądam się oszołomiona, zastanawiając się, czy przypadkiem nie uszkodziłam sobie słuchu podczas tego dziwnego lotu, ale po chwili dobiega mnie cichutkie, pijackie mamrotanie Cany i moje nadzieję rozwiewają się zupełnie.
          — Wiesz, Gildartsie, że ludzie po śmierci zamieniają się w gwiazdy? Lucy tak mówiła.
          Mężczyzna nic nie odpowiada, tylko uspokajająco głaszcze córkę po głowie.
          —  Nieprawda! — wrzeszczę. — Sama sobie to wymyśliłaś!
          Gdy tylko to mówię, ogarnia mnie poczucie winy. Ona za mną rozpacza, a ja nie mogę powstrzymać się przed krzyczeniem na nią za taka durnotę. Choć wiem, że mnie nie słyszy, robi mi się przykro, nie zasługuję na taka przyjaciółkę. Odwracam się, szukając wzrokiem Natsu. Siedzi na stołku, opiera się plecami o blat i z obojętnością wpatruje się w drzwi.
          — Ciągle mam wrażenie, że ona zaraz tu wejdzie, uśmiechnięta, pełna energii — mówi nagle. — Usiądzie przy barze i zacznie narzekać na brak pieniędzy na czynsz, a potem wyskoczymy razem na jakąś mi.. misję.  — Załamuje mu się głos, a stojąca w pobliżu Mira nie może już powstrzymać łez, upada na kolana i wybucha głośnym szlochem.
          — Doprowadzanie mojej siostrzyczki do płaczu nie jest męskie! — krzyczy Elfman. — Zmierz się ze mną jak mężczyzna.
          Jednak jego oczy też już wilgotnieją.
          — Płacz jest męski... — dodaje na koniec, chcąc wyjść z tej sytuacji z twarzą.
           Lisanna podchodzi do brata i mocno go obejmuje. Żałuję, że nie poznałam jej lepiej. Jest bliska Natsu, więc musi być naprawdę wartościową osobą. Ale wcześniej tyle się działo, myślałam, że mam jeszcze czas. Teraz wiem, że odkładanie rzeczy na później to zły pomysł, mam nadzieję, że moja śmierć uświadomi to choć kilku osobom. Przypatruję się twarzom przyjaciół i widzę na nich smutek i ból. Uczucia, które są mi w tej chwili bliższe niż cokolwiek innego w całym wszechświecie. Zaczynałam nienawidzić się za to, że dzielę się nimi z przyjaciółmi. Ta cisza i ponura atmosfera nie pasują do tego miejsca, do tych ludzi. Gildia, którą znam zawsze jest pełna energii, śmiechu, wrzawy, radości i latających krzeseł, każdy jest tu akceptowany i czuje się jak w domu. Czuję się pusta w środku,  chcę zasnąć, obudzić się za kilka lat, kiedy dla nich będę tylko odległym wspomnieniem i wszystko wróci do normy. Mój wzrok pada na siedzącą niedaleko Greya Juvię, ma obandażowany prawy nadgarstek i wielki plaster opatrunkowy na szyi. Co jej się stało? Jak długo mnie nie było? Co wydarzyło się przez ten czas? Dziewczyna co jakiś czas zerka na ukochanego, ale na jej twarzy nie pojawia się nawet cień zachwytu, czy radości, jest zbyt przybita. Nigdzie nie zauważam swojego ciała, więc domyślam się, że jest już po pogrzebie. Ciekawe gdzie mnie pochowali...
          Nagle drzwi otwierają się z hukiem i do środka wraz z zimnym podmuchem wiatru wchodzi Erza. Twarze wszystkich obecnych odwracają się w jej stronę. Od razu podbiega do niej Natsu, po wyrazie jego twarzy widzę, że do bólu i smutku dołącza gniew i determinacja. Uśmiecham się pod nosem. On jest niereformowalny, nawet gdyby nastąpił koniec świata, zawsze będzie zachowywał się tak samo. Jego prostolinijność i otwartość to cechy, które w nim pokochałam, sprawiają, że jest najlepszym przyjacielem, jakiego mogę sobie wyobrazić.
          — Znalazłaś ich? — pyta, kładąc Tytani dłoń na ramieniu.
          — Nie żyją.
          — Zabiłaś ich?! — Natsu jest naprawdę wściekły. — Cholera!
          — Nie zabiłam! Znalazłam ich martwych kilkanaście kilometrów stąd na południe!
          W oczach Natsu błyszczą gniewne ogniki, ma zaciśnięte zęby, zmarszczone czoło, a wokół pięści płonie ogień. Nie może usiedzieć bezczynnie i choć wie, że bitwa niczego nie zmieni, chce walczyć.
          — Była moją przyjaciółką — syczy.
          — Nie, Natsu! — Dobiega nas mocny, pewny głos Greya. — Nie była twoja przyjaciółką! JEST twoją przyjaciółką! Ona nigdy nie odejdzie, zostanie z nami na zawsze, w naszych sercach.
Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak prawdziwe i dosłowne są jego słowa.


Finito. W końcu. Ufff... Jak na mnie to nawet dużo tego wyszło, ale za to zamiera całkowicie akcja. -,- Nie no, jak jedno wychodzi, to drugie się nie udaje. Po prostu zajebiście. 
Jeśli znaleźliście jakiś błąd, to powiadomcie mnie o tym. Leniwa ja.... :3
Z góry dziękuję za wszystkie komentarze, nawet nie wiecie, jak Wasza opinia potrafi zmotywować człowieka do roboty <3

13 komentarzy:

  1. Super rozdział. Jak myślę, że Lucy nie żyje (przynajmniej tymczasowo, mam taką nadzieje) to płakać mi się chce. Masz mi ją jak najszybciej ożywić. Ciekawi mnie jaki czy coś na to wymyślą. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdzialik. Weny jak najwięcej Ci przesyłam :*.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem szczerze:
    Moim zdaniem, piszesz jeszcze lepiej od Mashimy XD
    Bardzo wzruszający rozdział, w niektórych momentach myślałam, że się popłaczę :c
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O rety, rety!!! Jedyne, co mogę powiedzieć to: pięknie!!! Od samego początku mnie oczarowałaś. Opis domku Taiyo, jej rozmowa z Lucy i późniejsze powzięcie decyzji przez tą pierwszą, było zrobione po mistrzowsku!!! Bardzo mi się podobało. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że dziewczynka coś knuje. Chodzi mi o to, że wypytywała Lucy, czy jest obok. To, jak dla mnie, jest szyte grubymi nićmi. I jeszcze to, że sama wybierze się do innej gildii niż Fairy Tail. Ech, chyba za dużo kryminałów się naczytałam, bo wszędzie węszę intrygę :D. Ale jakoś mi tuta pasuje taka kolej rzeczy. Primo: dziewczynka nie widzi, a pójdzie sama w nieznane miejsce, albo w słabo znane. Secundo: wygania Lucy do Fairy Tail, mimo że proponowała jej pomoc. Terzo: wie dużo o duchach i wie, chyba, jak pomóc Lucy. Nikt od razu nie może tego wiedzieć!!! A może ja się mylę??? Nie wiem.

    Co do drugiej części, tej w gildii, spodobał mi się opis podróży Lucy. Miałam wrażenie, że tam jestem, obok niej, jak Michelle w jednym z odcinków ;). Zachowanie Elfmana, któego bardzo lubię za teksty o męskości, było urocze. Zarówno Mira, jak i Lisanna, pokazały swoje wrażliwe strony. I Natsu - najpierw smutny i przybity, a po pojawieniu się Tytanii - w jego serce wstępuje duch bojowy. Uwielbiam go takiego!!! On jest po prostu słodki w każdej sytuacji. Mam nadzieję, że Lucy niedługo wróci do nich i sprawi, że Płomyczek znowu zacznie się uśmiechać :D.

    Podsumowując, rozdział bardzo mi się podobał. Po względem treści, długości i akcji bardzo mi pasował :). Pozdrawiam :).

    Ps. Co do błędów, raczej nie widziałam. Jutro, a właściwie po południu, jak znajdę chwilę, przeczytam raz jeszcze i wytknę ewentualne niedociągnięcia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hello, mallleńka :D
    Roszpuncia miała Ci wytknąć, ale ja będę pierwsza. Roszpuncia, kochana, nie obrazisz się za to? :*

    "Cofam się przerażona jej nagłym wybuchem złości." myślę, że przecinek po "się"

    Ta Taiyo wydaje mi się dziwna. Niby spokojna i nieśmiała... ale pokazuje pazurki w, wydaje się, nieodpowiednich momentach, jakby się czegoś bała, albo Shinigami ją wie.
    Yin, dużo smutku i rozpaczy w tym rozdziale, sporo tęsknoty za zmarłą/niezmarłą przyjaciółką, akcja zaczyna też nabierać tempa i przyjemnie się czyta, bo czuję intrygę w powietrzu. Mylę się? :>
    Płacz jest męski! Ot, co!
    Nie wiem, dlaczego narzekasz na fabułę, bo według mnie przeciwnie, zaczyna się coś dziać, i nie bądź dla siebie taka surowa, powtarzam. Przecież wszyscy się uczymy a Tobie bardzo dobrze wychodzą te rozdziały. Sam Twój pomysł jest bardzo oryginalny, mallleństwo, więc jak tylko to pociągniesz i ładnie oprawisz, będzie tres manifique <3

    Opisanie niewidomej dziewczynki wyszło bardzo ładnie, zwróciłaś uwagę na wiele aspektów z których wielu z nas, widzących, nie zdaje sobie sprawy. Bo przecież jak można nie wiedzieć,, co to znaczy "pomarańczowy" albo "chmura"? Albo raczej jak wytłumaczyć niewidomemu pojęcie koloru lub kształtu?
    Bardzo mi się podoba, że zwracasz uwagę na tak istotne detale, Yin.
    Rozdział krótki, to przykre, by czytało się przyjemnie i człowiek nawet nie wiedział kiedy, już musiał kończyć.
    Życzę dużo weny, kochana, i czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ o co mam się gniewać Rhan??? Cieszy mnie, że mnie wyręczyłaś :). Za bardzo zabiegana byłam :).

      Usuń
  5. Jesteś okropna. Doprowadziłaś mnie do płaczu w każdym rozdziale! Ludzie powinni iść za to do więzienia! Btw. po prostu nie mogę się doczekać następnego rozdziału! I wgl jak Lucyna już będzie żywa! Weny <3

    Shaila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A najlepsze z tego wszystkiego jest to, że te rozdziały wcale nie miały nikogo doprowadzać do łez. Chciałam po prostu, żeby to wyszło naturalnie. Hmmmm.... chyba jestem niewrażliwa... Dzięki za komentarz ;)

      Usuń
  6. Kurczę, Nalu. Ja już taka jestem-najpopularniejszy temat to ten, który najmniej lubię. Dobra, przecierpię, bo blog świetnym jest. Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko, nie wiem czy Cię kocham czy nienawidzę. Dosłownie. Kończenie w takich momentach jest ble. ;_; Ojejciu, sam koniec tego rozdziału sprawił, że się praktycznie poryczałam. Nie wiem jak Ty to robisz, ale masz mój największy szacunek.
    Chlip chlip. *^*
    Poruszyłaś bardzo ważny temat, żeby niczego nie odkładać na potem. To smutne, że mamy kogoś ważnego, a na drugi dzień ta osoba znika z naszego życia...
    Z serii przemyślenia Happy. xD
    Rozdział wspaniały, czekam na więcej i cieplutko Ci życzę weeeeny. :>
    Jeśli Ci to pomoże w czytaniu mogę Cię wytulić. <3 xD

    OdpowiedzUsuń
  8. znów sie rozpłakałam...albo moje nerwy sa takie słabe albo ty tak pieknie piszesz-raczej to drugie xD Nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału...naprawde...mam jedynie nadzieje że Lucy wróci do świata żywych a nie zosyanie w tym stanie co jest teraz...jeśli tak to sie chyba na ciebie obarze na zawsze!!!!!!!Nie no żarcik!Ale napewno bedzie mi bardzo smutno xDDDDDDA wiec pozdrawiam i ślę weeeeeeeeeeeeeeeeeeenyyyyyyyy!

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże, nie wiem co powinnam napisać. Może zacznę od tego, że czytając ten rozdział miałam łzy w oczach, zwłaszcza kiedy Lucy znalazła się w gildii. W dodatku końcówka była cudowna <3
    Dodam, że ta Taiyo jest dziwna i mam wrażenie, że ona coś kombinuje ale może jestem po prostu przewrażliwiona.
    Całość jest genialna, nie widziałam żadnych błędów.
    Życzę duuuużooooo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. (powyższy komentarz usunęłam, bo nie dodał się w całości).

    Khem, khem.

    Gawd, w końcu i tu musiałam zawitać. Jestem okropna, wiesz? Czytać uwielbiam, ale jak już przechodzi do napisania komentarza i dania autorowi jakiego nijakiego cynku, że moje wizyty na blogu nie ograniczają się tylko do przeglądania spisu treści i podziwiania szablonu, to odpadam. Ale okej, mus to mus, w końcu muszę rozwijać się w pisaniu komentarzy, ba, w pisaniu czegokolwiek, bo przecież uczęszczam do klasy humanistycznej, mimo że zdecydowanie bardziej udziela mi się planimetria i liczenie delty.

    Oczywiście w natłoku informacji dostarczonych przez wszystkie rozdziały Twojej opowieści, nadmieniłam w powyższym tekście rzeczy nader trywialne. Świetna jestem po prostu, I know but that doesn't bother me... You too? I hope.

    Wspominałam, że szablon jest sympatyczny, nieprawdaż? Nadal tak uważam, mimo iż doskonale wiem skąd go masz, co nie zmienia faktu, że na blogu prezentuje się pięknie. Doczepiłabym się tylko czcionki w poście, ale tylko i wyłącznie z racji, iż osobiście uważam, że Arial jest beznadziejny do opowiadań - jednak podkreślam, to tylko moje własne zdanie.

    Bardzo podoba mi się Twój pomysł na fabułę. Jest inny od większości totalnie przereklamowanych blogów z Fejri Tejla jakie można znaleźć w blogspotowym uniwersum; śmierć Lucy i świat widziany jej oczyma niczym przez szybkę, przez którą patrzeć może tylko ona sama, ale jej już nikt nie zobaczy. Oryginalne. ^^

    Odnoszę wrażenie, że Twojemu stylowi daleko od typowo książkowego ideału i zdolności perfekcyjnego władania rodzimym językiem, jednakże nadrabiasz to naprawdę fajnymi przemyśleniami snutymi z perspektywy pierwszej osoby, co naprawdę Ci się udaje, a niewielu znanych mi autorów potrafi w tak dogłębny, perfekcyjny niemalże sposób wczuć się w rolę bohatera. Może i czasem mogłabyś zdecydowanie bardziej skupić się na szerszym opisywaniu wszechobecnego świata niż na rozterkach Lucy, bo wzbogaciłoby to cały tekst być może i nawet dwukrotnie, ale całościowo źle nie jest, a efekt końcowy i tak zachęca czytelników do sięgnięcia po kolejny rozdział, więc jakkolwiek... czyń co masz czynić, bo według ludzi robisz to dobrze. xD

    A końcówka rozdziału trzeciego naprawdę fajna i niezwykle prawdziwa. Duży plus za nią.

    Oneshootów nie komentuję, mimo iż czytałam, bo na nie musiałabym pisać kolejny komentarz, a jestem już dziś tak wyczerpana, że się to wręcz w pale nie mieści (jakkolwiek siedzenie od osiemnastej do dwudziestej drugiej w kościele jako świadek na bierzmowaniu i słuchanie kompletnego bredzenia i pieprzenia arcybiskupa, który wyprosił matkę z dzieckiem z kościoła, bo dziecko płakało, potrafi zrobić to i owo z mózgiem).

    ...na szczęście w kościele było wifi.

    Pozdrawiam i całuję tak kjutaśnie.
    Do linków też dodam.
    ...a w zasadzie już to zrobiłam, mru, mru.

    OdpowiedzUsuń

Komentujcie! ;)
Kilka słów = ogromna motywacja.
To się tyczy też moich kochanych anonimków. xD