niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 5


Lucy
W gildii panuje małe zamieszanie, nikt nie wie, czy wiwatować na cześć mścicieli, czy dalej szlochać po mojej śmierci, więc robią jedno i drugie. Wygląda to dość komicznie, jednak pokazuje jakie naprawdę jest Fairy Tail. Potrafią cieszyć się przez łzy, opłakiwać przyjaciela, jednocześnie planując krwawą zemstę. Dlatego właśnie kocham tą gildię i jestem jej częścią.
Natsu, który dopiero co przyszedł, jest lekko zdezorientowany. Rozgląda się dookoła, szukając kogoś, kto wyjaśniłby mu, co się właściwie tutaj dzieje. Nie słyszał wczorajszej rozmowy, nie wie, że niedługo wraz z resztą drużyny wyruszy na polowanie. Nie będzie to dokładnie, to czego pragnął, ale choć po części się zemści. Podchodzi wolnym krokiem do Erzy. Kobieta stoi w lekkim rozkroku przy barze, usta ma zaciśnięte w wąską kreskę, a ręce skrzyżowanie na piersiach. Widać, że traktuje zadanie poważnie i na samą myśl, co czeka członków wrogiej gildii, przechodzi mnie dreszcz. Nie chciałabym być teraz w ich skórze.
Natsu zamienia kilka słów z Tytanią i wydobywa z siebie okrzyk radości, potem odwraca się, a z jego ust nie schodzi niebezpieczny uśmieszek. O tak, teraz im się dostanie! Z natury jestem miłą i empatyczną osoba, ale ci ludzie krzywdzą moich bliskich, widzę przez nich łzy przyjaciół, które powinny być wylewanie tylko w chwilach radości, nikomu nie odpuszczę takiej podłości, tak jak i całe Fairy Tail.
— Ej, ludzie! — krzyczy Natsu. — Kiedy wyruszamy?
Nikt jednak nie zwraca na niego zbytniej uwagi, bo staruszek właśnie staje na barze i chrząka znacząco. Wszystkie głowy odwracają się w jego stronę, a wszelkie odgłosy nikną w głuchej ciszy. To oczekiwanie na ostateczny wyrok, na sygnał do ataku. Choć na ta misje wyrusza tylko czterech magów, cała gildia chce choć trochę przyczynić się do zwycięstwa.
Mistrz nie odzywa się ani słowem, ale tak jak poprzedniego wieczoru podnosi dłoń z wyprostowanym palcem wskazującym i kciukiem i odwraca ją w stronę zebranych. Tym razem jednak nie tylko Laxus powtarza jego gest. W powietrze unosi się dłoń każdego członka Fairy Tail, również moja. Oni są ze mną, ja jestem z nimi. To moja rodzina, nigdy ich nie opuszczę. Choćbym była na drugim końcu świata, będę dbała o chwałę, honor, bezpieczeństwo i szczęście mojej gildii, moich przyjaciół.
— Cieszę się, że was mam — szepczę i przykładam dłoń do ust, aby powstrzymać chcący się z nich  wydobyć szloch.
Natsu odwraca się w stronę, gdzie stoję, jakby rzeczywiście usłyszał mój głos. Jednak jego spojrzenie napotyka tylko pustą przestrzeń. Jako pierwszy opuszcza dłoń i kieruje się do wyjścia. Nie lubi stać bezczynnie, kiedy jest coś do zrobienia, od razu chce działać. Przez chwilę widzę w jego spojrzeniu ogromny ból, ale potem przygasa on i ustępuje miejsca determinacji.
Za Salamandrem rusza Erza, potem Gray i Happy. Ja jeszcze zerkam na tablicę ogłoszeń, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie znajduje się na niej zlecenie od Taiyo. Niestety nie pojawiło się jeszcze.  Już chcę wyjść z gildii, kiedy drzwi zatrzaskują się tuż przed moim nosem. Piszczę przestraszona i z wyrzutem rozglądam się po twarzach zgromadzonych.
— Który to?! — warczę wściekła. — Otwierać te cholerne drzwi!
Jednak oczywiście nikt mnie nie słyszy, bo przecież jestem tylko nędznym duchem, na którego nie warto tracić uwagi. Nabieram powietrza w płuca, zamykam oczy i przechodzę przez drewniane drzwi. Nie jest to przyjemne uczucie, moje wnętrzności przewracają się o sto osiemdziesiąt stopni, mam lekkie mdłości.
— Uch! — jęczę, gdy tylko udaje mi się wydostać. — Dlaczego te drzwi muszą być takie grube?
W głowie od razu pojawia mi się obraz Natsu otwierającego je kopniakiem i wszelkie moje pytania rozpływają się w powietrzu.
Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu przyjaciół i widzę ich kilkadziesiąt metrów dalej. Szybko się poruszają, ale nie ma w tym nic dziwnego, skoro prowadzi ich wiedziony chęcią zemsty Smoczy Zabójca.
Podbiegam do nich, ciesząc się, że jako duch nie męczę się tak szybko. To jeden z niewielu plusów nieposiadania fizycznego ciała.
— Gdzie właściwie idziemy? — pyta znudzony Natsu.
— Szukać gildii Hakko cho — odpowiada grobowym głosem Erza.
Jak to szukać? Czy Tytania nie wie, gdzie ona jest? Przecież wczoraj tropiła jej członków. Nawet nie kłopoczę się, żeby zadać pytanie na głos. I tak nikt mnie nie usłyszy. Całe szczęście Erza postanawia wyjaśnić to pozostałym, bo prędzej spotkalibyśmy się w tym przejściu między światami, niż te matoły zadaliby tak inteligentne pytanie.
— Jest to mroczna gildia, która cały czas zmienia swoje położenie, jak i mistrza. W ciągu ostatnich pięciu lat miała ich siedmiu. Aby zostać nowym mistrzem wystarczy tylko zabić starego. Ta gildia nie przejmuje się żadnymi zasadami.
Słowa Scarlet wywołują u mnie nieprzyjemne dreszcze. Ci ludzie wydają się być niebezpieczni. Może atakowanie ich nie jest dobrym pomysłem...
— Ilu mają członków? — Gray postanawia popisać się inteligencją i zadaje jakieś mądre pytanie.
— Nic mi na ten temat nie wiadomo. Podobno nikt żywy nie opuścił Hakko cho. Ta gildia nie wymaga jakichś specjalnych umiejętności, a jedynie bezwarunkowego oddania i lojalności aktualnemu mistrzowi.
Czyli coś jak Fairy Tail, tylko w mrocznej wersji.
Fairy Tail... Wzdycham głęboko. Zaraz będę musiała udać się do budynku gildii i sprawdzić, czy doszło zlecenie od Taiyo. Nie chce opuszczać przyjaciół, ale powinnam wiedzieć w kogo rękach będzie życie tej dziewczyny, a pośrednio także moje.
Przesuwam wzrokiem po twarzach mojej drużyny i serce ściska mi się z dumy i szczęścia. 
— Ej, Happy, patrz! — wrzeszczy Natsu. — Wiewiórka! Łap ją!
Salamander wraz z niebieskim kocurem rzucają się w stronę bezbronnego zwierzaka. Potykają się o wystające z drogi kamienie, ale nie przerywają pościgu.
— Prawie ją mam! — piszczy Happy. — Natsu, zakradnij się od tyłu.
Smoczy Zabójca wykonuje polecenie przyjaciela, ale ich starania i tak nie odnoszą zamierzonego skutku. Małe zwierzątko jest od nich sprytniejsze. Śmieję się głośno, obserwując te dziwne podchody, ale stojącym obok mnie Erzie i Grayowi nie udziela się nasza radość.
— Jak on może po tym wszystkim dalej się śmiać? — pyta retorycznie Gray. — Jeszcze wczoraj nie można było do niego podejść, nie obrywając przy okazji w mordę. Kiedy przyniósł Lucy do gildii, myślałem, że całkowicie się załamał, a teraz zachowuję się jakby nic się nie wydarzyło.
Natsu zatrzymuje się gwałtownie i odwraca w stronę przyjaciół. Jego wzrok staję się lekko zamglony, domyślam się, że powstrzymuje łzy. Mag Lodu nie docenił słuchu Smoczego Zabójcy, albo zwyczajnie o nim zapomniał. Chłopak rusza w naszą stronę i nawet Happy przerywa swoją zabawę, ze strachem patrząc na przyjaciela.
— Robię to dla niej — szepcze Natsu, z każdym słowem będąc o krok bliżej. — Nie chciałaby, żebyśmy płakali. Ona zawsze się uśmiechała. Potrafiła wykrzesać w sobie choć odrobinę radości, nawet gdy przegrywała, gdy był upokarzana. Lucy gdzieś tutaj jest i możliwe, że nas teraz słyszy i właśnie dla niej będę dalej przywoływał na twarz uśmiech, choćby miał być sztuczny.
Po tych słowach unosi kąciki ust do góry. Jego przemowa daje wszystkim wiele do myślenia. On zna mnie lepiej niż ja sama.
— Dla ciebie, Lucy — mówi pewnym głosem Erza i oboje z Grayem również się uśmiechają.
Tylko siedzący z przodu Happy zanosi się nagle szlochem. Ociera łzy łapkami, aby nikt ich nie zauważył, ale jego starania idą na marne. Wszyscy widzą, że nie potrafi powstrzymać płaczu.
Natsu podchodzi do niego i bierze go na ręce. Jego ramiona zaciskają się wokół drobnego ciałka, jak imadło. Nie wypuszczą przyjaciela, nie pozwolą mu samemu cierpieć.
— Chodźmy! — mówi cichym głosem, ruszając w dalszą drogę. — Kupimy ci jakąś smaczną rybkę na kolację.
Zbliżam się do nich i przykładam głowę do ramienia przyjaciela. Z mojej głowy wylatują wszelkie myśli o Taiyo, zleceniu i całej tej sprawie z ożywieniem. W tej chwili chcę być po prostu przy ludziach, których kocham, którzy mnie potrzebują.



— Daleko jeszcze? — jęczy Levy, wlokąc się za Gajeelem, który bynajmniej nie zamierza zwalniać marszu, mimo wyczerpania przyjaciółki.
Nawet nie raczy odpowiedzieć na jej pytanie. Po prostu dalej idzie przed siebie, co jakiś czas zerkając na kartkę ze zleceniem. Jest pogrążony we własnych myślach, we wspomnieniach, od których tak długo starał się uciec. Ona wie o tym i dlatego chce mu przeszkodzić. Nie powinien wracać do przeszłości, jej i tak nie można zmienić.
— Dalej nie idę — mówi, siadając na kamieniu.
Gajeel odwraca się gwałtownie w jej stronę. Jego twarde spojrzenie sprawia, że ulatuje z niej cała pewność siebie. Przy nim jest tylko mała szarą myszką, która całe swoje doświadczenie czerpie z książek, nie z życia. To on jest tym, który musi ja bronić, opiekować się nią.
— Poniosę cię — burczy, patrząc na nią z góry.
Czuje, że na jej twarz wpływa rumieniec. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewała. On jest kompletnie nieprzewidywalny, każdy jego ruch, każde słowo jest dla niej zaskoczeniem.
— Nie, jednak mogę dalej iść — mówi, pośpiesznie wstając z kamienia i wymijając go.
— Jak chcesz, tylko się nie zgub.
W jej oczach odbija się zabarwione na czerwono niebo. Zachód słońca znów jest piękny, jednak jej przypomina jedynie o rozlanej krwi przyjaciółki. Już nic nie będzie takie samo bez niej. Żadna książka nie będzie miała takiego samego zapachu, nie przyniesie takiej samej przyjemności.  Czuje pod powiekami łzy, ma ochotę wybuchnąć płaczem, ale nie może pozwolić sobie na to przy Smoczym Zabójcy. I tak uważa ją za słabe bezbronne dziecko, nie chce jeszcze bardziej utwierdzić go w tej opinii.
— Mogliśmy pojechać pociągiem. Byłoby szybciej.
Chłopak idący za nią wyraźnie blednie. Na samą myśl, że mógłby znaleźć się we wnętrzu pojazdu, nachodzą go mdłości, już nie wspominając o tym, że ów pojazd mógłby się jeszcze poruszać.
— Moglibyśmy przeoczyć górę — broni się.
— To góra! Jak niby mielibyśmy ją przeoczyć?! — krzyczy.
Nie wytrzymuje tego naporu negatywnych emocji. Otaczają ją ze wszystkich stron, odbierają umiejętność logicznego myślenia. Z jej gardła wydobywa się szloch, po policzkach płyną słone krople. Powoli zaczyna się chwiać, czuje, że traci grunt pod nogami. Przed upadkiem chroni ją tylko para umięśnionych ramion. Przyciągają ją do twardego torsu i zamykają w żelaznym uścisku. Nie potrafi powstrzymać wstrząsających jej ciałem dreszczy, nie może nabrać w płuca powietrza, ma zbyt ściśnięte gardło. Jego dłonie głaskają ją po włosach w marnej próbie uspokojenia jej zszarganych nerwów.
— Wszystko będzie dobrze — mówi, choć nie wie, czy sam potrafi w to uwierzyć. — Będzie dobrze, obiecuję.
Trwają tak jeszcze kilka minut, nie zdając sobie sprawy, że świat powoli pogrąża się w mroku. Słońce całkowicie znika za horyzontem, na niebie pojawiają się pierwsze gwiazd. W końcu dziewczyna odsuwa się od przyjaciela i ociera wierzchem dłoni załzawione oczy.
— Przepraszam... — szepcze, poprawiając potargane włosy i rumieniąc się znów.
Gajeel tylko kiwa głową i zaciska usta w wąską kreskę. Ruszają w dalszą drogę, ale tym razem już wolniej. Żadne z nich nie odzywa się słowem. Ona czuje zbyt wielkie zakłopotanie, a on jest po prostu sobą.
Zza drzew wyłania się sylwetka góry. Gdyby jechali pociągiem rzeczywiście mogliby jej nie zauważyć.
Levy odnosi wrażenie, że jej towarzysz zaraz rzuci tekst w stylu: ,,a nie mówiłem?'', ale on nadal milczy. Żadne z nich nie zwraca uwagi na piękno otaczającego ich krajobrazu, są zbyt zmęczeni, zbyt przybici. Latające wśród pojedynczych drzew białe świetliste punkciki gubią się w zakamarkach podświadomości.
— Daleko jeszcze?
— Nie, jesteśmy na miejscu.
Dziewczyna prawie wpada na jego plecy, kiedy ten gwałtownie się zatrzymuje. Kilka metrów od nich rozciąga się niewielka polana. Stoi na niej drewniany, rozpadający się domek. Nawet w słabym świetle gwiazd i księżyca widać w jak opłakanym stanie się znajduje.
— Dobry wieczór. — Słyszą za sobą delikatny, niewinny głosik. — Kim jesteście?
Dziewczyna stawia kroki tak cicho, że nawet Smoczy Zabójca nie jest w stanie ich dosłyszeć. Jej twarz wyraża zakłopotanie, ruchy są niepewne. Chcąc ich ominąć, potyka się o wystający korzeń, aby nie upaść, przytrzymuje się ramienia Levy. Ich spojrzenia spotykają się i z gardła McGarden wydobywa się krzyk przerażenia.




Boziuuuuniuuuu!!! Końcówka brzmi, jak z jakiegoś horroru... Tak, lubię pisać horrory :3 napisałam ten rozdział bardzo szybko i jest przez to strasznie niedopracowany. Przepraszam Was za to, kochani. 

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Przepraszam, kochana, ale musiałam coś zrobić, dlatego dopiero teraz czytam i komentuję. Ale zacznijmy od początku.

      Bardzo spodobał mi się opis członków gildii po tym, jak dowiedzieli się, jakie kroki przedsięwziął Mistrz: pili na umór i już świętowali, mimo że Najsilniejsi dopiero wyruszyli zlikwidować wroga. No Fairy Tail, które znam właśnie tak robi :D. Idę o zakład, że po wykonaniu zleconego zadania, będą pić jeszcze więcej i cieszyć jeszcze bardziej :D. Jeśli chodzi już o samą wyprawę, świetnie ujęłaś to, jak czuła się Lucy przechodząc przez drzwi. Miałam wrażenie, że oglądam „Uwierz w ducha”. I jeszcze określenie ich „tępakami”. Ech… Jak ona ich dobrze zna :). Wiedziała, że nie padnie z ich ust mądre pytanie odnośnie siedziby mrocznej gildii i się nie pomyliła ;). I jeszcze ta akcja z wiewiórką – normalnie taka słodka!!! On razu przypomniało mi się, jak Natsu chciał złapać w Edolas żabopodobnego stwora, oczywiście z myślą o Lucy ;). I gdy przeczytałam ten fragment, od razu przyszło mi na myśl, że robi to dla Heartfilii. Normalnie się rozpłynęłam!!! A płaczący Happy sprawił, że miałam ochotę go przytulić, bo tak mi się żal zrobiło tego słodkiego stworzonka. I przyznam szczerze, że uważam, iż Natsu jest na serio bardzo mądrym człowiekiem, ale lubi robić za głupka. Jako jedyny wiedział, że pragnieniem Lucy jest ujrzenie uśmiechu na twarzach przyjaciół i ten zajob osiągnął cel :). Ach, słodko!!!

      I jeszcze Gajeel z Levy – kawaii!!! Kocham ich normalnie ♥♥♥. Bardzo, ale to bardzo podobało mi się to, jak Levy usiadła na kamieniu i nie chciała iść dalej. A propozycja Gajeela mnie normalnie powaliła :D. I jeszcze to pąsowienie McGarden – jakby oglądała anime ;D. Ona – maleństwo, które umie tupnąć kiedy trzeba, on – twardziel o miękkim sercu. Uważam, że Mashima powinien zrobić z nich parę, choćby nie wiem co!!! Mimo tych przeciwieństw, pasują do siebie idealnie. I jeszcze to, że Levy nie wytrzymała napięcia i najzwyczajniej się rozpłakała, a ten żelaziak tulił ją, aż do uzyskania przez nią równowagi. Normalnie coś cudownego!!! A jeśli chodzi o samą końcówkę, to dałaś, moja droga, do pieca :). Krzycząca Levy to coś fajnego :D. Czyżbym się domyślała, kim była dziewczynka, która się potknęła??? A może się mylę??? Dobra, nie mówię głośno :).

      I kilka słów podsumowania. Rozdział bardzo mi się podobał i nie waż się mówić, że jest niedopracowany!!! Według mnie wszystko rozegrałaś bardzo dobrze. Zamieściłaś wiele informacji, których napisanie było konieczne. Dodatkowo było nieco humoru, nostalgii, a na końcu zafundowałaś nam wzrost stężenia adrenaliny, przez wzmożoną pracę nadnerczy :D. W każdym razie fajnie się czytało, bo piszesz dobrze, ciekawie i masz swój styl. Pozdrawiam cieplutko i życzę dobrej nocki :).

      R.

      Usuń
  2. Świetny rozdział. Jak ja chcę, żeby Natsu z resztą chociaż widzieli Lucy jako ducha. Niech ona już ożyje czy coś. Jak oni się uśmiechnęli i powiedzieli, że to dla niej nie powstrzymałam łez i się popłakałam. Normalnie na każdym rozdziale muszę ryczeć. To Twoja wina. Robisz to specjalnie. Wstydź się. Końcówka serio jak z jakiegoś horroru. Kogo ta Levy zobaczyła, że się tak wydarła.
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Przesyłam jak najwięcej weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzecia... ;-;
    Wciąż pocieszam się myślą "ostatni będą pierwszymi!", tak więc cierpliwie czekam, kiedy mi się to uda! xD
    Słoneczko Ci przygrzało w główkę? Niedopracowany?
    Ja choćbym nad jednym rozdziałem ślęczała pół roku to nie napisałabym go w tak dopracowany sposób jak Ty.
    Życzę Ci weny, resztę dopiszę jutro, gdyż dziś padam z nóg. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dotarłam!
    Popieram przedmówcę, jeśli ten rozdział jest niedopracowany, to jak wyglądają dopracowane rozdziały w Twoim wykonaniu? Aż strach się bać, cóż to za kunszt.
    No aż mnie gniecie, jeśli źle rozegrasz spotkanie Lucy z Fairy Tail, to chyba Cię ubiję. Ach, no pisz szybko, bo moja ciekawość mnie rozsadzi.
    Wierzę, że będzie to coś wiekiego w Twoim wykonaniu. Lecz doskonale zdaję sobie sprawę, że dopiero piąty rozdział i jeszcze nie na to czas...
    Chyba umrę ;-;
    Wenki życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Który to już rozdział? 5. Na każdym rozdziale ryczę. Czemu? ;-;
    Natsu taaaaaki uroczy ;-; I Galevy *-* <333
    To wcale nie jest niedopracowany rozdział jak to ujęłaś. Był świetny :3 Jak każdy zresztą xD Normalnie nie mogę się doczekać, aż Lucyna będzie normalna *wali czołem w biurko* Wybuchnę zaraz!
    Całuski i weny <33

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział <3
    Potrafisz mnie doprowadzić do płaczu, wiesz? ;-; xD Z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie zadziwiasz, masz zajebiste pomysły. A co do końcówki to poważnie była jak z jakiegoś horroru... :D Chcę tu widzieć jak najszybciej 6 rozdział, bo przyjebię z mojej nowej patelni! <.<

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć! Dzięki za skomentowanie u mnie na blogu .
    Na wstępie powiem iż posiadasz piękny szablon oraz fajną muzyczkę. Smutno mi się zrobiło wyobrażając sobie Lucy duchem, gdy ona przelatuje obok swoich przyjaciół, a ci nie mogą nawet się odezwać do niej... tak jakby w ogóle nie istniała... O rany to naprawdę smutne jest, nikomu tego nie życzę. I powiem, że Lucy w Twoim opowiadaniu; jest bardziej taka czuła, nieco inna? Ale to dobrze, a przynajmniej tak mi się wydaje :) Poprzednie rozdziały również przeczytam w najbliższym czasie.

    Możesz powiadamiać mnie o nowych rozdziałach? Byłabym wdzięczna <3

    OdpowiedzUsuń

Komentujcie! ;)
Kilka słów = ogromna motywacja.
To się tyczy też moich kochanych anonimków. xD