Żyję.
Znów jestem tutaj, próbując zapomnieć, chcąc zmyć z siebie skazę, którą mnie
naznaczył. Jednak to nie takie łatwe. Mój umysł nie potrafi wymazać wspomnień.
Prześladują mnie każdej nocy, nawiedzają zawsze, gdy jestem za słaba, aby się
przed nimi bronić. I powraca też cień, pochłaniający powoli moją poszarpaną
duszę i obolałe ciało. Tylko jego ciepłe dłonie i płonący w żyłach ogień
potrafią dać upust mojemu cierpieniu, choć na chwile przywrócić mnie do świata żywych.
Przytula
mnie i przykłada czoło do mojego. Mogłabym tak spędzić wieczność, czując, że
znów żyję. Ale on musi iść, widzę to w jego oczach. Odsuwam się więc na
bezpieczną odległość i podciągam kolana pod brodę. Nie chcę, żeby zobaczył, jak
bardzo cierpię przy każdym pożegnaniu, jak bardzo boje się samotności.
—
Niedługo wrócę — obiecuje i uśmiecha się
z nadzieją.
Wierzę
mu, wierzę w niego, zawsze wierzyłam.
Wychodzi.
Umieram.
Pochłania
mnie cień, cień mojego kata. A one znów powracają. Obrazy, których tak usilnie
staram się pozbyć. Gdy braknie jego płomieni, nie mam czym odgonić pochłaniającej
mnie ciemności.
Umieram.
Po
raz kolejny.
A
one wygrywają.
Szłam
na spotkanie z nim, byłam sama. Powiedział kiedyś, że ma dla mnie propozycję, że
mogę uratować przyjaciół przed śmiercią,
powstrzymać walkę, którą i tak byśmy
przegrali. Zaufałam mu, choć dobrze wiedziałam, że nie powinnam. Był
niebezpieczny, niepokonany, miał po swojej stronie stulecia doświadczenia, to
on tworzył ery, pozostawał bezstronny, albo niszczył. Ale nigdy nie przypuszczałam,
że zniszczy także mnie i to w tak brutalny sposób.
Dookoła
panowała noc. Wszystko znikało w odmętach ciemności, w cieniach czających się
za każdym rogiem. Wyłonił się z nich bezszelestnie, bo przecież miał taki sam
mrok w sobie jak one. Stanął przede mną z wymalowaną na twarzy obojętnością
godną potwora. I wtedy zrozumiałam, jak wielki błąd popełniłam. Cofnęłam się o
krok, ale było za późno. Jego zimne spojrzenie utkwione było w mojej twarzy,
uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Nie bylo śladu tego chłopca, który żałował
swoich grzechów, który chciał, aby Natsu go zabił. Stał przede mną Czarny Mag,
który już nie doceniał wartości ludzkiego życia. W każdej chwili mógł przywołać
armię demonów, zniszczyć wszystko, co nas otaczało.
—
Porozmawiajmy o mojej propozycji. — W jego głosie słyszałam obietnicę
cierpienia, zagłady, rychłej śmierci.
Przełknęłam
głośno ślinkę i pokręciła przecząco głową.
—
Nie! — powiedziałam pewnie.
Nie żałuję
tej decyzji. Wiem, że ochroniłam przyjaciół.
Jestem
zwycięzcą.
Oddycham
głęboko, starając się uspokoić. W tym miejscu chcę się zatrzymać. Tu. Teraz.
Ale
one nie dają za wygraną, znów próbują dostać się do mojego umysłu.
Zaciskam
mocno powieki, wbijam palce w miękką kołdrę,
wiję się na łóżku jak wąż, otwieram usta do krzyku, ale nie wydobywa się z nich
żaden dźwięk... To wszystko na nic. One powracają. Zatruwają mnie.
Umieram.
Moja
odpowiedź rozwścieczyła go. Na obojętnej dotąd twarzy pojawia się, chęć zemsty.
—
Nie bój się! — Jego słowa wcale mnie nie uspokajają, wręcz przeciwnie. — Nie
uderzę cię, zrobię coś o wiele gorszego.
To
był mój koniec. Chciałam się ukryć w cieniach, opatulić się nimi jak kocem,
zniknąć, ale one były posłuszne tylko jemu, on był ich panem.
A
potem był już tylko ból, strach, bezsilność, upokorzenie... I ciemność. Nie
potrafiłam się bronić, nie mogłam się ruszyć, nie krzyczałam. W tamtej chwili
pragnęłam tylko umrzeć, nie wiedziałam, jak spojrzę przyjaciołom w oczy. Na
moim ciele pozostawiał niezliczona ilość ran, ale w najgorszym stanie była
dusza. Rozszarpał ją na setki drobnych kawałeczków, rozrzucił po ziemi i zdeptał,
zrównał z błotem. Modliłam się o smierć, która przychodziła zbyt wolno. Nie zdołały
jej przyśpieszyć nawet krwawe łzy.
Jego
zemsta była okrutna, godna potwora, za którego go uważano.
Po
wszystkim upuścił moje bezwładne ciało i po prostu odszedł. Nic go już nie
obchodziłam, odrzuciłam propozycję, której nawet nie zdążył podać, byłam śmieciem.
Nieczysta, naga, skażona... Taką znalazł mnie on. Jego ciepłe dłonie były
pierwszym, co poczułam odzyskując świadomość, jego pełne wściekłości oczy —
pierwszym co zobaczyłam.
I już
wiedziałam, że zemści się za mnie, za to co mnie spotkało.
Czyjeś
dłonie dotykają moich ramion. Próbuję się
wyrwać, ale bezskutecznie. Otwieram oczy i widzę jego pełną bólu twarz. Powoli
się uspokajam, jednak przez moje ciało wciąż przechodzą niekontrolowane
drgawki. Tylko jemu pozwalam się do siebie zbliżyć, tylko on jest dostatecznie
szczery, sprawiedliwy, silny, żeby mój dotyk nie mógł go naznaczyć, zanieczyścić
jego duszy.
—
Spokojnie... — szepcze, tuląc mnie do siebie. — Jestem tutaj. Nic ci nie grozi.
Nigdy
tego przy mnie nie powiedział, ale wiem, że obwinia się o to, co się stało. Nie
było go wtedy przy mnie, nie mógł mnie obronić. Nie potrafię mu powiedzieć
nawet, jak bardzo się myli.
Trzęsę
się coraz mniej. One zaprzestają próby dostania się do mojej głowy, znikają w świetle
jego ognia.
—
Zaraz zrobimy ci coś do jedzenia — mówi sztucznie wesołym głosem. — A potem
przyjdzie Erza i pójdziecie się umyć.
Po
tym co się stało, prawie wcale nie jem, nie mam apetytu, wszystko smakuje śmiercią,
bólem, upokorzeniem. Jedzenie wciskają we mnie na siłę. Nie pozwalają mi też
samej wchodzić do łazienki, boją się, że sobie coś zrobię. Zawsze ktoś musi
przy mnie być, choćby obserwując mnie z daleka. Nie wiem, kto został ze mną,
kiedy on wyszedł i nie obchodzi mnie to. Ważne, że ta osoba wiedziała, że nie
wolno mnie dotykać i zbliżać się do mnie.
Unoszę
twarz do góry i napotykam jego spojrzenie, a w nim kropelkę nadziei. Nie chcę
go zawieść, zasmucić jeszcze bardziej.
Uśmiecha
się delikatnie, a ja próbując go naśladować, wykrzywiam usta w dziwnym
grymasie. Zbyt długo tego nie robiłam, zapomniałam, jak władać mięśniami
twarzy.
Zaskoczyłam
go. Jego źrenice rozszerzają się do granic możliwości, usta otwierają.
—
Lucy... — szepcze i wybucha radosnym śmiechem. — Lucy!
—
Natsu... — mówię z trudem, mój głos jest ochrypły, zbyt długo go nie używałam.
— Bądź... Zawsze...
Bezwładnie
osuwam się w jego ramionach i ogarnia mnie senność.
Jednak
żyję.
Przy
nim.
Dla
niego.
Żyję...
Doooooobraaaaaaaaaaaa.......
Bez komentarza. Nie wiem, co to ma być... Planowałam zrobić to całkowicie
inaczej, jakoś zabawniej, taką niby parodię, nawet zaczęłam to pisać, współpracując
z moimi dziwnymi kumplami (miśki służyły za bohaterów, taki mini teatrzyk w ich
wykonaniu xD) Szelia, bardzo Cię przepraszam, kochana, za to dziwne coś ;-; No
i oczywiście znowu ,,rzygamy tęczą" zamiast hentai -,- Nie wiem
dlaczego...
Z
dedykacją dla Shelii Yuuriko ;)
Za co przepraszasz? Bardzo mi się podobało! :3
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak Ci dziękować! Kocham Cię za ten one-shot ;**
To było takie kawaii <3
Kiedy czytałam, że Lucy poczuła ciepły dotyk Natsu to się cała rozpłynęłam *.* Też bym chciała, żeby mnie dotknął! :c
Okej. Jeszcze raz dziękuję za one-shot'a i życzę mnóstwa wenyy ;*
Witaj, kochana!!! Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale wcześniej czas mi nie pozwalał. Powiem Ci tak. Jak zobaczyłam zamówienie na tego One-Shota, sama wpadłam na pomysł historii. Ale powiem Ci, że moja jest całkiem inna. Ale nie o niej mamy teraz mówić :). Przepraszam. Zagalopowałam się :).
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że się wzruszyłam czytając. Coś pięknego!!! Opisałaś tak wspaniale stan duszy Lucy po tym, co ją spotkało, że normalnie czułam ten ból, ten wstyd, tą odrazę, ten strach w sobie. Rany!!! To było bardzo wzruszające, serio. I jeszcze to jak opisałaś, że pojawił się Natsu, że jej dotknął, a ona z jego spojrzenia wyczytała obietnicę zemsty - ach!!! No cudo!!! Wspaniale oddałaś emocje i obawy zarówno Lucy, jak i Natsu oraz reszty przyjaciół. Mam tutaj na myśli Erzę :). I jeszcze ten jej słaby uśmiech na koniec i szczery śmiech Natsu. Brak mi słów, by opisać swój zachwyt!!! Ach Yin, zadziwiasz mnie za każdym razem!!! Życzę masy weny na dalsze One-Shoty, jak i rozdziały tej wspaniałej historii :).
...... ja chcę drugą część.; -; PIKNE!- jak t mówi moja babuszka. xD
OdpowiedzUsuń