Świat
zaczynał pogrążać się w mroku. Cienie przechodzących obok mnie ludzi stawały się
coraz dłuższe. Wszystko było zniekształcone, zamazane. Mijane przeze mnie
budynki wydawały się śmiesznie małe, takie nic nieznaczące w porównaniu z
wielkością całego wszechświata wypełnionego miliardami gwiazd. Uniosłam głowę
ku niebu i uśmiechnęłam się słabo. Tak bardzo chciałabym zobaczyć siebie z
perspektywy jednego z ciał niebieskich. Byłam dla nich małym robakiem, którego
należy rozdeptać, gdy tylko nadarzy się okazja, czy słodkim zwierzątkiem, które
rozśmiesza ich w chwilach smutku? Czy gwiazdy w ogóle mogą się smucić? Gdy byłam
mała traktowałam je jak przyjaciółki, jedyne istoty, do których mogłam zwrócić
się o radę po śmierci mamy. Kim ja wtedy byłam? Jaki był mój stosunek do innych
ludzi, do świata? Jakim byłam człowiekiem? Nie pamiętałam... Nie pamiętałam już
prawie nic, nie chciałam pamiętać.
Ojciec,
chcąc, abym stała się wzorową uczennicą, wysłał mnie do najlepszej akademii dla
młodych pań w kraju. Niestety miał pecha, w internacie trafiłam do pokoju,
którego lokatorki skutecznie opierały się wszelkim próbom wpojenia im zasad,
według których powinna żyć dama. Gdyby tylko wiedział, na co idą jego pieniądz,
najpewniej powyrywałby wszystkie włosy z głowy sobie i mi.
Roześmiałam
się głośno, nie zważając na zdziwione spojrzenia ludzi. Odkąd zamieszkałam z
tymi dziewczynami, całe moje życie się zmieniło. Nie obchodziło mnie już, co myślą
inni, liczyło się moje zdanie, moje potrzeby. Ci, którzy mnie poznali,
pokochali prawdziwą Lucy. Po raz pierwszy w życiu nie musiałam nikogo udawać,
odgrywać żadnej roli. Podobało mi się to. I to bardzo.
Podeszłam
do drzwi swojego pokoju i mocno szarpnęłam za klamkę. Byłam pewna, że
dziewczyny podjęły kolejną próbę zabarykadowania się. Jednak tym razem grubo się
pomyliłam. Drzwi ustąpiły niespotykanie łatwo, a ja z hukiem upadłam na podłogę,
obijając sobie boleśnie tyłek i nadrywając jakiś mięsień w ramieniu.
—
Lucy, co ty, do cholery, znowu wyprawiasz? — burknęła Cana i pociągnęła kolejny
łyk z puszki piwa, których zapewne już kilka dzisiaj wypiła. — Chcesz nam wyrwać
drzwi?
Zmrużyłam
wściekle oczu i posłałam jej zabójcze spojrzenie, jednak ona nic sobie z tego
nie robiła, była zajęta przymierzaniem kolejnej długiej spódnicy. Weszłam do środka
i zobaczyłam istny chaos, wszędzie walały się ubrania, buty i jedzenie.
Normalka.
Na
moim łóżku siedzieli Natsu i Gray i
zawzięcie okładali się pięściami.
Poduszki, które rano tak dokładnie ułożyłam, teraz służyły jako
siedzenia, na których Elfman trzymał swój durny tyłek. Zaczynałam być coraz
bardziej wkurzona. Oni znowu tutaj byli, a dziewczynom zupełnie to nie
przeszkadzało. Skakały po prostu po całym pokoju i szykowały się do wyjścia.
Nie zwracały uwagi obecności chłopaków, nawet przebierały się przy nich. To
zaczynało się robić trochę dziwne.
—
Wynoście się stąd! — wrzasnęłam. — Natsu, wywalaj z mojego łóżka!
Chłopak
popatrzył na mnie spode łba i zrobił obrażoną minę.
— A
on? — Wskazał palcem na śmiejącego się Graya.
—
Mówię do ciebie, nie do niego!
Oczywiście
moje wrzaski na nic się nie zdały. Oni i tak dalej robili to, na co mieli ochotę.
Westchnęłam
zrezygnowana i usiadłam na podłodze, bo wszystkie łóżka krzesła i inne meble były
pozajmowane, albo przez moich przyjaciół, albo przez ubrania. Rozejrzałam się
dookoła i ogarnęło mnie dziwne wzruszenie. Ci ludzie nauczyli mnie życia, dzięki
nim otworzyłam się na piękno otaczającego mnie świata, zerwałam krępujące mnie
więzy i stałam się sobą.
Pamiętam,
że pierwszą osobą, jaką spotkałam po przyjeździe do miasta, był Natsu. Latał po
ulicach, próbując złapać swojego kota. Przewracał się i krzyczał, żeby ktoś mu
pomógł, ręce miał umazane w niebieskiej farbie. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam
niebieskiego kota. Nie wiem, co podkusiło go, aby tak skrzywdzić swojego
zwierzaka, ale efekt był piorunujący. Doskonale do siebie pasowali. On — różowy,
kot — niebieski. Nikt nigdy nie dowiedział się, jaki był naturalny kolor włosów
Natsu, wszelkie odrosty były od razu pokrywane świeżą warstwą farby. Ten wariat
uparcie utrzymywał, że nigdy nie farbował włosów, ale kto mu tam wierzył?
Natsu
zaprowadził mnie do pewnego baru, o dość specyficznej nazwie: Fairy Tail. No i
się zaczęło... Od tej pory nic już nie było normalne. Może gdybym trafiła do
innego pokoju, gdybym mieszkała z innymi dziewczynami, presja środowiska nakazałaby
mi zaprzestać bywania w Fairy Tail, ale nie... Musiałam zamieszkać z Erzą, Mirą,
Levy, Juvią i Caną. Moje współlokatorki również były stałymi gośćmi tego klubu,
tak jaki i większość chłopców z sąsiedniego internatu, którzy zresztą w swoich
pokojach przebywali dość rzadko, woleli nasz, albo dziewczyn mieszkających
obok.
—
Dobra! — westchnęła Erza. — Jestem gotowa! Wychodzimy!
Piękna
dziewczyna o czerwonych włosach nazywana przez nas Tytanią nic nie robiła sobie
z tego, że większość osób, w tym ja, nie zdążyła się jeszcze przebrać. Jednak
wszyscy tak się jej bali, że nikt nie śmiał zaprotestować.
—
Natsu, widziałeś może Gajeela? — Usłyszałam zawstydzony głos Levy i na moją
twarz wpłynął chytry uśmiech. A więc jednak miałam rację! Ona coś do niego
czuje.
—
Eeeee... — Natsu wyglądał, jakby próbował sobie coś przypomnieć. — Jego kot
chyba znowu uciekł...
—
Uciekł? — prychnął Gray. — Ty go wypuściłeś, kretynie.
—
Zamknij się, idioto!
I
znów zaczęli się okładać pięściami. Erza postanowiła wkroczyć do akcji, a więc
reszta dziewczyn miała okazję, aby wciągnąć na siebie jakieś bluzki i
spódniczki, zanim Tytania znów zarządzi, że czas na wyjście.
— Ja
nie idę... — powiedziałam, kładąc się na puchowym dywanie i wyciągając spod
pleców starą kanapkę. — Jestem zmęczona.
—
Nie możesz! — krzyknęła nagle Cana i zaczęła mną potrząsać. Spódnica zsunęła
jej się na biodra, krótki top ledwie zasłaniał jej piersi. — Musisz iść, widziałam coś w kartach!
Cana
uparcie utrzymywała, że jej rodzina pochodzi ze znakomitego cygańskiego rodu pałającego
się od pokoleń magią. W całym naszym pokoju stały wszelkiego rodzaju świeczki
ochronne, a ona sama co jakiś czas wróżyła nam z kart. Nikt za bardzo nie
wierzył w te brednie, bo dziewczyna zazwyczaj była napita, ale faktem było, że
rzadko kiedy się myliła.
—
Idziemy! — zarządziła Erza, otrzepując teatralnie dłonie.
Natsu
i Gray z trudem podnieśli się z podłogi i popełzli za nią spokojni jak mało
kiedy.
Na
zewnątrz było całkiem ciemno. Szliśmy wąskimi ulicami, popychając się i śmiejąc głośno. W pewnym momencie Natsu
przystanął, uniósł głowę ku górze i zawył głośno.
—
Jestem wilkołakiem — wrzasnął.
— Myślałem,
że smokiem. — Gray wyraźnie chciał go sprowokować.
Na
szczęście byliśmy już u celu. W tym miejscu mogli się bić do woli. Przez okno
zobaczyłam Mirajane krzątającą się przy barze, Gromowładnych i Juvię biegnącą
ku drzwiom, aby przywitać ,,panicza Graya”. Wiedziałam jednak, że w środku
przebywało o wiele więcej osób. Niedługo impreza się rozkręci. Większość osób
czekało na Canę, aby móc się z nią napić i spróbować ją upić. Ha, nigdy im się
to nie uda. Pozostawało im modlić się tylko, żeby nie wbił nagle ojciec
dziewczyny i nie porozstawiał ich po kątach.
—
Zaraz do was dołączę — mruknęłam, bo zakręciło i się w głowie na samą myśl o
gigantycznym kacu, jaki mnie jutro czeka.
Oparłam
się o mur i popatrzyłam na bezkresne niebo. W tym miejscu nie było widać
gwiazd, zagłuszały je zbyt ostre światła miasta.
—
Nie wejdziesz do środka? — Cichy głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Odwróciłam
się gwałtownie i zobaczyłam Stinga. Odruchowo cofnęłam się o krok. Ten facet
oznaczał kłopoty. Rozejrzałam się dookoła, aby sprawdzić, czy Natsu przpadkiem
nie wyszedł z baru. Gdyby się spotkali, któryś na pewno znowu skończyłby w
szpitali, a któryś na komisariacie. Nienawidzili się i przy każdej możliwej
okazji próbowali pozabijać.
— Co
tutaj robisz? — zapytałam, próbując ukryć drżenie głosu.
Jako
odpowiedź dostałam tylko jego cichy śmiech. Zrobił jeden krok do przodu, wchodząc
w światło wypadające z okna Fairy Tail. Przerażona rozejrzałam się dookoła z
nadzieją, że nie zobaczę żadnego z przyjaciół. Naprawdę nie lubiłam tych
bijatyk, za bardzo bałam się, że komuś może się coś stać.
—
Odejdź stąd! — pisnęłam.
Zmrużył
oczy, jakby się nad czymś zastanawiał.
—
Dobrze — powiedział. — Ale ty pójdziesz ze mną.
Moje
źrenice rozszerzyły się z przerażenia. Co on miał zamiar ze mną zrobić? Do
czego byłam mu potrzebna? Zaczęłam się powoli cofać, a potem odwróciłam się i
rzuciłam do ucieczki. Nie chciałam, żeby tu został, ale nie miałam zamiaru
pozwolić mu mnie zabrać.
Moje
stopy uderzały głośno o chodnik, łokcie ocierały o ściany mijanych budynków, w
których cieniu chciałam się ukryć, co jakiś czas trafiałam na brudną kałużę, miałam
nadzieję, że zostały one po ostatnim deszczu, a nie powstały w jakiś mniej
przyjemny sposób. W powietrzu unosił się duszący zapach wymiocin i pleśni, wszędzie
walały się poprzewracane kosze na śmieci. To nie była przyjemna okolica. W końcu
zatrzymałam się gwałtownie, próbując chwycić oddech. Obejrzałam się do tyłu,
ale nikogo za mną nie było. Skoro mnie nie gonił, to po cholerę tak daleko biegłam?
Teraz nie wiedziałam nawet ja wrócić.
—
Czyli jednak zdecydowałaś się ze mną iść.
Krzyknęłam,
słysząc jego głos i szybko rozejrzałam się, próbując zorientować się, gdzie
konkretnie stoi mój przyszły oprawca. Otaczały mnie same cienie, miałam wrażenie,
że w każdym z nich czai się potwór gotowy mnie pożreć. Uliczka była wąska, zbyt
wąska, zaczynałam tracić panowanie nad sobą. Skierowałam spojrzenie ku niebu,
szukając wsparcia u gwiazd i zobaczyłam go. Siedział na dachu jednego z niższych
budynków, a jego biała koszulka wyraźnie odcinała się od czarnego nieba. Zaczął
powoli schodzić, a moje serce stawało za każdym razem, gdy pokonywał jakąś
bardziej niebezpieczniejszą przeszkodę. Ja naprawdę nie znosiłam, kiedy komuś
działa się krzywda. Nawet jeśli ten ktoś uchodził za wroga w oczach moich
przyjaciół.
Na
szczęście chłopak bez problemu znalazł się na dole. Dopiero wtedy przypomniałam
sobie, że powinnam uciekać. Jednak było już za późno. Chwycił mnie za ramie i
mało delikatnie pociągnął w głąb uliczki.
—
Zamknij oczy — nakazał tak złowrogim tonem, że nawet przez myśl nie przeszło
mi, żeby go nie posłuchać. — Wyciągnij dłoń.
Bez żadnego
sprzeciwu wykonałam jego polecenie.
— Złap
się mocno. — Moje palce, prowadzone jego
dłonią, natrafiają na jakiś drążek. — Dobrze, teraz druga ręka. Podnieś stopę.
Ostrożnie. Nie bój się, jestem za tobą.
Nie
bałam się. Nie wiedziałam, czemu, ale nie bałam się. Już nie. Byłam skupiona
jedynie na jego hipnotyzującym głosie. Otaczał mnie, otulał jak ciepły koc,
sprawiał, że byłam gotowa zrobić wszystko, czego sobie tylko zażyczy. Czułam
jego silne ramię, obejmujące mnie w pasie i gorący oddech na szyi, już niczego
więcej nie potrzebowałam.
— Możesz
otworzyć oczy... — szepnął wprost do mojego ucha.
Znajdowałam
się gdzieś bardzo wysoko. Przede mną rozciągała się panorama miasta, oświetlone
budynki i ulice wyglądały niesamowicie z tego miejsca. Złota aura unosząca się
nad miastem powodowała, że czułam się jak w bajkowej krainie. Byłam panią tego świata.
Dopóki nie popatrzyłam pod stopy.
Krzyknęłam
przerażona i odwróciłam się gwałtownie, wtulając się w Stinga. Miałam straszny
lęk wysokości, a ten idiota postawił mnie przy samej krawędzi dachu, centymetr
dalej rozciągała się już przepaść.
Zszokowany
cofną się o krok, ale nie wypuścił mnie ze swoich objęć, za co byłam mu wdzięczna.
— Co
się stało? — zapytał, wciąż nie mogąc się otrząsnąć. — Nie podoba ci się?
Z
trudem łapałam powietrze do płuc i wiedziałam, że cała się trzęsłam.
—
Mam lęk wysokości — wysapałam.
Poczułam
drżenie jego klatki piersiowej, kiedy tłumił śmiech. Miałam ochotę go uderzyć,
ale za bardzo się bałam.
—
Spokojnie — powiedział, delikatnie głaszcząc mnie po włosach. — Jestem tutaj,
nie dam ci spaść.
Zaufałam
mu, sama nie wiedziałam nawet, dlaczego. Pozwoliłam mu odwrócić mnie z powrotem
w stronę miasta, ale tym razem objął mnie mocniej. Mając za sobą jego umięśnione
ciało, czułam się dziwnie bezpieczna.
Jego
dłoń powędrowała do mojej szyi, trzymał ją tam przez chwilę, a potem uniósł mój
podbródek ku górze.
Ze
zdziwienia otworzyłam usta. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby gwiazdy świeciły
tak jasno! Nietłumione przez miejskie światła migotały wesoło, zabierając nas
do całkiem innego wymiaru. Nawet jako małe dziecko nie czułam z nimi tak głębokiej
więzi jak w tej chwili.
—
Kiedy byłem mały, obiecałem sobie, że wszystkie gwiazdy jakie istnieją będą
należały do mnie. — Głeboki, hipnotyzujący głos Stinga odbierał mi zdolność
oddychania, sprawiał, że przez całe ciało przechodziły dziwnie przyjemnie
ciarki. — Na tym niebie świeci niezliczona ilość gwiazd. Jednak brakuje jednej.
Pewniej nocy została strącona na ziemię. Teraz jest moim kluczem do zdobycia
pozostałych.
Przerwał
na chwile, a ja wstrzymałam oddech.
- Do
zobaczenia, Gwiazdeczko.
Poczułam
przeszywający chłód i już go nie było. Pustka. Gwałtownie cofnęłam się o krok,
aby być jak najdalej od krawędzi dachu i rozejrzałam się dookoła. Zniknął.
Zostawił mnie tutaj samą. Nie wiedziałam, gdzie jestem, bałam się zejść. Przy
następnym spotkaniu miałam zamiar rozszarpać tego idiotę na kawałki, albo
jeszcze lepiej — nasłać na niego Erzę.
Próbowałam
udawać, że jestem wściekła, ale tak naprawdę jeszcze nigdy nie byłam taka
spokojna, taka szczęśliwa.
Cholercia, wyszło to trochę długie. Przepraszam, Ran, że nie jest jakieś tam specjalnie słooodkie, ale jakoś tak wyszło. No i za mało Stinga, wiem to.... ;-; Jednak jestem z siebie dumna,bo napisałam dwa One-shoty w ciągu jednego tygodnie i zaczęłam jeszcze rozdział, a tydzień miałam cholernie zawalony. Nie wiem, jak ja to zrobiłam xD
Z dedykacją dla Ran Nishi! ;)
Jak nie, jak tak <3
OdpowiedzUsuńSkarbie Ty mój, to było naprawdę bardzo urocze, dziękuję Ci <3
Nieważne, czy Stinga jest dużo, czy mało, mnie zadowoli nawet jedna wzmianka o nim, by cieszyć japę przez resztę dnia. No bo on sam w sobie jest taki słodki i uroczy, że mam ochotę się rozpłynąć i przepłynąć cały ocean na swoim tęczowym jednorożcu. Nie zapominajmy o kiślu w majtkach. Bo on jest cały taki uroczy, idealny, jedyny w swoim rodzaju, że ja to go pragnę, chcę, pożądam i ogólnie, to ja go sobie zaklepuję! Nie mogę, nie mogę...
(3 godziny później)
Ran Nishi jest naprawdę szczęśliwa, musisz to wiedzieć. Ryj jej się cieszy i pewnie już dzisiaj przez Ciebie nie zaśnie, tylko będzie mieć jakieś chore fantazje. I jest z Ciebie też cholernie dumna i zaraz pójdzie przeczytać poprzedniego łan-shota, bo tego swojego z dedykacją musiała wziąć przecież na pierwszy ogień <3
Musisz mi wybaczyć to gadanie o sobie w trzeciej osobie, ale to już chyba kwestia przyzwyczajenia! A mój chyba trochę głupi nawyk :D
No nie, będę się tak teraz szczerzyć całą noc...
No bo Sting <3
A to co on jej powiedział na tym dachu było już mega mega kawaii *^*
Chodź na hugsa za to c(*-*c)
Ja też strasznie uwielbiam patrzeć w te małe punkciki na niebie nocą, ale niestety mogę robić to jedynie z domu. Mam nadzieję, że pan Eucliffe zabierze mnie na ten dach kiedyś też.
Ale ja ogólnie jak wchodzę na coś wysokiego i patrzę w dół, to mam ochotę raczej skoczyć. To podchodzi pod lęk wysokości, czy raczej rodzaj masochizmu?
Jestem teraz bardziej szczęśliwą osobą niż Lucy!
Ran Nishi Cię kocha!
Dziękuję bardzo za to przepiękne cudeńko *-*
Mam nadzieję, że Sting czasem pojawi się także w Twojej histori. I czekam oczywiście na kolejny rozdział z niecierpliwością!
Wenka, buziaki i tulaski od Ran Nishi :*
No czas na komentowanie :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i muszę stwierdzić, że bardzo mi się spodobało, a zwłaszcza uczucia Lucy, które są jak wulkan: nie wiadomo kiedy wybuchnie i czy w ogóle on wybuchnie, a przy Stingu momentalnie! Bach i już jest! Najpierw niby złość potem radość. Niech Lucy się już wreszcie zdecyduje, ale widać , że powoli zależy jej na Stingu... wzruszające :) też bym chciała taką przygodę z nim przeżyć :)
u mnie również pojawił się One Shot, ale z innym nieco paringiem więc zapraszam do czytania :)
pozdrawiam
Hej kochana!!! Rany, jakie to było fajne!!! Ten cały One-Shot był genialny!!! Już pomysł z tą szkołą dla młodych panien, trafienie do pokoju z odpowiednimi dla Lucy, wg mnie, osobami, ojcem, który, gdyby wiedział, co jego córka wyczynia, oskalpowałby ją, jest wspaniały!!! A na dodatek ten bar i spotkanie ze Stingiem - awww!!! Rozpływam się!!! Lucy & Sting to moje drugie, ulubione połączenie jakiegoś chłopaka z Heartfilią. Pierwsze, naturalnie, to Natsu i Lucy :D. Ale nie o nich teraz. Chociaż ta bijatyka Płomyczka i Lodówki w pokoju na łóżku Lucy była po prostu taka fairytailowa, że nie mogłam się powstrzymać i brechałam. Co prawda pod nosem, bo siostra śpi obok w pokoju, ale zawsze. No i Erza, której nikt się nie chce narazić :D. Heh, cudo :D. Na dodatek jeszcze Cana. Ta to ma zdrowie!!! Nie chcę wiedzieć w jakim stanie jest jej wątroba :D. Albo w jakim będzie za kilkanaście lat :D. A już totalnie zdobyłaś moje serce tym, jak opisałaś odczucia i uczucia Lucy w chwili spotkania z Eucliffem. A jej ucieczka - miałam wrażenie, że to "Uciekająca panna młoda", a zamiast Julii Roberts i Richarda Gere, mamy Lucy Heartfilię i Stinga Eucliffa. No i zabrakło co prawda kościoła, białej sukni i garnituru, ale dałaś nam dach, lęk wysokości i rozgwieżdżone niebo. Kocham takie romantyczne zdarzenia!!! Jak to dobrze, że mam okno dachowe i, kiedy tylko chcę, mogę obserwować gwiazdy. Potrafię domyślić się, co czuła Lucy w chwili, gdy przestała się bać wysokości i tego, że może spaść - niesamowite szczęście, że znalazła się bliżej tego, co pokochała i o czym często myślała. A nagłe zniknięcie Stinga, osobiście odebrałam jako policzek. To drań jeden!!! Zostawić niewiastę w takim miejscu, i do tego o takiej porze!!! Tak się nie zachowuje dżentelmen!!! O nie!!! Jak go spotkam, to mu wpiorę. Spokojna głowa Lucy!!! Dopadnę go przed tobą i Erzą :D. Ino powiedz, co mam mu zrobić, a będziesz miała to jak w banku :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
R.
Ps. Ja też jestem z Ciebie dumna!!! I to fest!!! Czekam na ciąg dalszy :). Buźka :***.
Kocham ten One-Schot *.*. Z resztą jak każdy z tych. Ojejcuuuuuuuu..... Gdybyś widziała mnie jak to czytałam. Rza się cieszyłam, a raz miałam ochotę rozwalić monitor :D. Bosko opisałaś to co czuje Lucy. Po prostu Kocham. Jesteś romantyczna xD . Te wszystkie scenki są jak z jakiegoś romansidła :), ale to dobrze. Najlepsza końcówka. Wszystko pięknie, ładnie, słodko, a tu..... Jak to czytałąm to było tak
OdpowiedzUsuń-...... O kurde..... Gdzie ten pajac.... Dlaczego.? !
No mniej więcej czekam na dalszy ciąg dalszy....... No jeśli chodzi o Stinga i Lucy.
Zapraszam do mnie : http://never-say-i-love-you.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTwoje zgłoszenie zostało zrealizowane, a blog dodany do spisu :) Zapraszam również do zgłaszania nowych rozdziałów :))
Pozdrawiam i zapraszam
spis-mangomanii.blogspot.com
Z radością ogłaszam, iż zostałaś nominowana do Versatile Blogger Award ☻
OdpowiedzUsuńhttp://the-vampire-nalu.blogspot.com/2014/07/versatile-blogger-award.html#comment-form
Yin zapraszam do czytania kolejnego rozdziału na moim blogu :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do The Versitale Blogger Award!
OdpowiedzUsuńhttp://nie-pozwol-mi-odejsc-nalu.blogspot.com/2014/07/the-versatile-blogger-award.html?m=1
Pozdrawiam! :)
Och Boże, dlaczego mnie tu wcześniej nie było!?
OdpowiedzUsuńJakim prawem, weź mnie wychłostaj za ten grzech! ;_; XD
Ech, przepraszam. Obiecuję mocne postanowienie poprawy! *^*
Już wielokrotnie czytałam jak ktoś przenosi Fairy Tail do naszego współczesnego świata. Jakieś Akademiki i inne tego typu bajery, sama myślałam nad takim pomysłem kiedyś, ale doszłam do wniosku - eeee tam, oklepany. Myliłam się, biję pokłony. Udowodniłaś mi, że wcale nie jest to oklepany pomysł, tylko trzeba umieć go zrealizować. Zaczarowana. Tak się czuję. Nie było scen z pocałunkami, ani innych tego typów "wstawek" (wybacz, nie mam pojęcia jak to ugryźć, jak nazwać...)
A jednak od tego one-shota biło ciepło i nuta tajemniczego romantyzmu. Fascynujące.
Uwielbiam czytać jak piszesz, sposób w jaki opisujesz przemyślenia postaci, ich czyny.... Ach, jak pleciesz te wszystkie zdania to mam ochotę kopnąć Cię w tyłek i wykrzyczeć:
- Co Ty tu robisz? Jazda, książkę wydawać, ale już!
Poważnie, zastanów się nad tym. :3
Happy~Chan dobiła dna swojej twórczości na ten komentarz, po prostu nie wiem co jeszcze Ci mam powiedzieć, notka jest świetna i czekam na więcej, opanowana przez niedosyt.
Pozdrawiam i życzę weny, słoneczko. ♥
Mam zaległości w Twoim opowiadaniu, ale przeczytałam tego one shota! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam Stinga. Jest... Uch, mój po prostu <3
Podobał mi się ten one shot. Cała koncepcja na niego była fajna. Natsu, farbujący włosy, huehue. :D Przynajmniej jest to coś bardziej realistycznego, bo gdzie, u diaska, w Japonii spotkasz człowieka z naturalnie różowymi włosami, nie? :D
Charaktery postaci oddałaś bardzo wiernie i to mnie cieszy, a sam wątek Stinga i Lucy... Mogłoby być z tego coś więcej. :D Naprawdę. Ten rozdział byłby dobrym początkiem do nowego opowiadania. :3
Postaram się niedługo nadrobić wszystko u Ciebie. :3
U mnie w końcu nowy rozdział, na który zapraszam. ;)
Hey ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam cię do przeczytania kolejnego rozdziału, a mianowicie już 5, który pojawił się na moim blogu :) Zapraszam serdecznie.
Przeuroczy :P Twój język pisania jest boski. Dokładnie opisujesz to jakbyś widziała a dzięki temu i ja to widzę <3
OdpowiedzUsuń