piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 6

Gajeel patrzy zdziwiony i lekko zaniepokojony na towarzyszkę, nie rozumie jej przerażenia. Przed nimi stoi mała, bezbronna dziewczynka, która na pewno nie potrafiłaby zrobić krzywdy McGarden. A gdyby nawet spróbowała, to on tu przecież jest, przy nim może czuć się bezpiecznie, nie pozwoli, aby cokolwiek stało się temu skrzatowi, jest gotów oddać za nią życie.
Co się stało? pyta, wyciągając rękę i chcąc położyć ją na jej ramieniu, jednak w ostatniej chwili powstrzymuje się przed tym poufnym gestem.
Levy odwraca się w jego stronę, przygryzając ze zdenerwowania dolna wargę, w jej oczach błyszczą łzy, które najwyraźniej znów chcą popłynąć po policzkach.
Kim jesteście? ponawia pytanie nieznajoma nieco donośniejszym głosem. Szybko zdaje sobie jednak sprawę, że nie powinna podnosić tonu i pokornie spuszcza głowę, czekając na reakcję przybyłych.
— A nie widzisz? — burczy Gajeel, dumnie eksponując ramię, ze znakiem Fairy Tail.
Levy obdarza go zabójczym spojrzeniem, a jej łokieć boleśnie wbija się w jego żebra. Nie robi to na nim większego wrażenia, ale zdaje sobie sprawę, że powinien uszanować życzenie tej małej, zwłaszcza teraz, kiedy jest tak rozbita po stracie przyjaciółki.
— Ona jest niewidoma — szepcze, wspinając się na palcach, aby lepiej usłyszał jej słowa.
Nie czekając na reakcję otumanionego chłopaka, podchodzi do dziewczynki i delikatnie kładzie swoje smukłe palce na jej drobnej dłoni, dając ty samym znak, że nie przybyli tutaj w złych zamiarach.
— Jestem Levy — mówi, starając się, aby jej głos zabrzmiał wesoło, choć w rzeczywistości nigdy nie była tak smutna, jak jest w tej chwili.
Niewidoma unosi podbródek ku górze, znów pokazują swoje przerażające, mlecznobiałe tęczówki.
— Taiyo — przedstawia się, ze smutkiem przymykając powieki i odsuwając rękę od zaskoczonej McGarden. — Domyślam się, że jesteście magami Fairy Tail.
Nikt nie odpowiada, nie musi. Zarówno Gajeel jak i Levy zdają sobie sprawę, że to ta dziewczynka zamieściła ogłoszenie o misji w ich gildii. Potrzebuje pomocy i ochrony, a oni muszą zapewnij jej obie te rzeczy.
Dlaczego ten skrzat nie mógł wybrać lepszego zlecenia? — myśli Smoczy Zabójca, ze zrezygnowaniem sunąc się na kobietami.
Ta dziewczyna jest niewidoma, trzeba zajmować się nią na każdym kroku. Nie potrafi walczyć, nie umie się bronić, nie dostrzega nawet swojego przeciwnika. Ale jakich wrogów może mieć taka delikatna, słodka istotka? Najprawdopodobniej boi się dzikich zwierząt często odwiedzających ta okolicę, albo rabusiów czających się za każdym rogiem. To będzie najnudniejsze zadanie, jakie wykona, odkąd przystąpił do Fairy Tail. Odpuściłby je sobie, ale nie chce zostawiać Levy samej w tym trudnym dla niej momencie.
— Zapraszam do środka — mówi cichutko Taiyo, a w jej głosie słychać nutkę wstydu.
Prowadzi gości do rozpadającej się chatki, przesuwając opuszkami palców po chropowatej powierzchni jednej ze ścian. Schody skrzypią ostrzegawczo pod niewielkim ciężarem dziewczyny, jednak jej i Levy bez problemu udaje się wejść do środka. Gajeel patrzy podejrzliwie na spróchniałe deski i kręci ze zrezygnowaniem głową. Chyba woli zostać na zewnątrz i zdać się na łaskę komarów, niż zaryzykować wejście do tego domu.
— Gajeel — syczy cicho Levy, głową nakazując mu, żeby ruszył tyłek sprzed drzwi.
Ten tylko kręci przecząco głowa i zakłada ramiona na ogromnej piersi.
— Jestem dużym facetem, przy okazji na pewno też ciężkim — wyjaśnia, nie kwapiąc się, aby spojrzeć towarzyszce w oczy.
Z wnętrza dobiega ich cichutki, dziewczęcy śmiech, przywołujący na myśl szum motylich skrzydeł.
— Nie martw się, ten domek jest stabilniejszy, niż wygląda — zapewnia Taiyo, szukając dłonią kubków w szafce.
Smoczy Zabójca niechętne wchodzi do środka, rozglądając się w poszukiwaniu niebezpieczeństwa mogącego zagrozić życiu jego lub skrzata. W ścianach nie ma jednak żadnych większych pęknięć, a deski podłogi nie drgają tak mocno, jak podejrzewał. Rozluźniony siada na macie przy małym stoliczku i czeka, aż dziewczyny podadzą coś do picia.
— Na czym ma polegać nasza misja? — pyta zniecierpliwiony dziwną ciszą panującą dookoła.
Przez dłuższą chwile nie otrzymuje żadnej odpowiedzi. Twarz zleceniodawcy nie wyraża emocji, wpatruje się niewidomym wzrokiem w swoje dłonie. Potem zaciska usta w wąską kreseczkę i zamyka mocno powieki. Widać, że nie lubi bycia niesamodzielna, uzależniona od innych. Sprawia jej to ból, czuje się upokorzona, jednak nie może nic na to poradzić. Są rzeczy, których nie da rady zrobić sama z obawy o swoje życie.
— Muszę dostać się w pewne miejsce — mówi przyciszonym, pełnym smutku głosem. — Obiecałam przyjaciółce, że jej pomogę.
Na jej policzek skapuje łza, którą szybko ociera wierzchem dłoni. Ponownie zapada głucha cisza. Nikt nie wie, jak się zachować, a w szczególności Gajeel, który całą tą sytuacją jest po prostu zażenowany. Nigdy nie rozumiał i nigdy nie zrozumie zachowania kobiet. Są dla niego odwieczną tajemnicą, której nie sposób rozgryźć.
Levy wpatruje się w dziewczynkę ze szczerym współczuciem, jednocześnie zazdroszcząc jej, że ma jeszcze przyjaciółkę. Z jeszcze większą mocą dociera do niej, że Lucy nie żyje, że nigdy więcej już jej nie zobaczy. Ma ochotę wybuchnąć głośnym szlochem i płakać razem z Taiyo, ale powstrzymuje się. Już zbyt wiele łez wylała tego dnia. W tej chwili chce być silna, chce pokazać, że sobie radzi, chce być wsparciem a nie kolejnym zmartwieniem dla cierpiącej dziewczynki. 
— Wszystko będzie dobrze — mówi, naśladując uspokajający ton Gajeela, niepewnie głaszcząc ją po włosach
WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE. Który to już raz słyszy dzisiaj te słowa? Odbijają się echem w jej głowie, zagłuszając wszystkie inne myśli. WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE... WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE... WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE... Nie wierzy. Wypowiadając to tak dobrze jej znane zdanie, traci resztki nadziei kłębiącej się w jej sercu. Nic nie będzie już takie same.
— Wszystko będzie dobrze, Taiyo... — Słaby uśmiech wpływa na jej przepełnioną bólem twarz. — Nie bój się, nie płacz. Jesteśmy przy tobie.
Gajeel patrzy na cała tą sytuację i ma ochotę walić głową w ścianę. Powstrzymuje się jednak, wiedząc, że domek nie wytrzyma nawet jednego jego uderzenia. Kolejna zrozpaczona dziewczyna to ostatnia rzecz, jakiej mu potrzeba. Nie daje sobie rady z zapłakaną Levy, nie mówiąc już o tym, że jemu samemu jest ciężko.
Znał Lucy, czasem go wkurzała, wkurzała wszystkich, często zastanawiał się, jak Salamander z nią wytrzymuje, ale gildia bez niej nie jest taka sama. Uosabiała wszystko, za co walczyli, zawsze starała się pomagać innym, nawet w chwilach własnej słabości.
Ma ochotę stąd wyjść, zostawić wszystkich, zagłębić się w las i nie myśleć o kolejnej stracie, kiedyś pewnie by tak postąpił. Jednak teraz nie jest już tym samym człowiekiem, nie opuści przyjaciół, choć wie, że będzie ciężko.
— Kiedy wyruszamy? — pyta, chcąc ukrócić tą przepełnioną rozpaczą chwilę, mimo że dobrze zna odpowiedź na własne pytanie.
— Jutro rano — odpowiada Taiyo, pokornie spuszczając głowę.
Gajeela zaczyna powoli irytować jej zachowanie, jest zbyt delikatna, zbyt uległa, nie docenia samej siebie, uważa się za gorszą od innych. Trochę mu jej szkoda, ale zaczyna dostrzegać, że dziewczyna coś przed nimi ukrywa, coś bardzo ważnego. Jednak odpycha od siebie zaniepokojenie, myśląc, że może ta misja nie będzie tak nudna, jak mu się na początku wydawało.

Budzi się o świcie, uchyla powoli powieki, ukazując światu swoje brązowe, obumarłe oczy. Nie ma ochoty się ruszać, chciałaby pozostać tak do końca świata, pogrążona w błogiej nieświadomości, odizolowana od negatywnych wspomnień, od bólu, pusta w środku.
— Nie śpisz już? — słyszy szorstki szept koło swojego ucha.
To wystarcza, aby przywrócić jej świadomość. Gwałtownie siada, nie zważając na ciemne plamy, które pojawiają się przed jej oczami.
— Nie — odpowiada zachrypniętym głosem i wlepia wzrok w ścianę naprzeciwko.
Gajeel przypatruje jej się uważnie, ale nic już nie mówi, słowa są w tym momencie zbędne, Levy sama musi sobie poradzić ze swoimi uczuciami. Wstaje i kieruje się w stronę drzwi. Czuje, że dłużej nie wytrzyma w zamkniętym pomieszczeniu. Pół nocy spędził, słuchając, jak jego towarzyszka płacze i krzyczy przez sen. Był jednak bezsilny, nie mógł nic zrobić. Teraz ma tylko nadzieje, że ta mała nic nie pamięta, że koszmary wyleciały z jej głowy z nadejściem pierwszego promienia słońca przebijającego się przez gęstą warstwę chmur.
— Gajeel... — Na dźwięk tego cichutkiego głosu zatrzymuje się gwałtownie. — Gdzie Taiyo?
Smoczy Zabójca odwraca się powoli i przesuwa wzrokiem po wnętrzu chatki. Dziewczyny nigdzie nie ma, a on jest prawie pewny, że nie wyszła. Niewiele spał, a kiedy już udało mu się wplątać w objęcia Morfeusza, sen był lekki i miał pełną świadomość tego, co dzieje się dookoła niego. Mimo że wczorajszego wieczoru dziewczynce udało się ich zaskoczyć, to teraz on zna rytm jej kroków, tak rożny od wszystkich innych. W jego głowie zaczyna pojawiać się obawa, że nie udało im się wypełnić misji, że ktoś skrzywdził tą niewinną istotkę, którą mają chronić.
Słyszą ciche skrzypnięcie desek na zewnątrz i oboje podbiegają do drzwi. Gajeel otwiera je jednym, mocnym szarpnięciem, przy okazji uszkadzając zawiasy. Ich oczom ukazuje się obraz przerażonej Taiyo. Dziewczyna stoi na pierwszym schodku z szeroko otwartymi oczami skierowanymi na ich stopy, rękami ułożonymi wzdłuż ciała i zaciśniętymi pięściami. Wygląda, jakby liczyła, że uda jej się zobaczyć, co się dzieje. Na ziemi za nią leży przewrócony koszyk, a dookoła niego są rozsypane maliny.
— Taiyo! — piszczy Levy i omal nie przewracają się obie, kiedy rzuca się na szyję niewidomej. — Gdzie byłaś? Martwiłam się, że coś ci się stało!
— Poszłam nazbierać malin na śniadanie — odpowiada drżącym jeszcze ze strachu głosem, w którym słychać też skruchę. — Chciałam, żebyście zjedli coś smacznego przed podróżą.
Gajeel patrzy na jej czyściutką, bialutką sukienkę i bose stopy, na których nie widać nawet plamki błota, czy drobinki kurzu. Znów ogarniają go dziwne przeczucia, ale ignoruje je, myśląc, że Taiyo musi być naprawdę wyjątkową osobą skoro, mimo ślepoty, tak świetnie radzi sobie sama w lesie.
— Wyruszamy? — pyta, po raz kolejny przerywając chwilę, kiedy Levy i Taiyo mogą się do siebie zbliżyć. Nie wie, dlaczego, ale uważa, że jeśli te dwie nawiążą bliższą znajomość, Levy całkiem się rozsypie. Nie chce do tego dopuścić.
McGarden biegnie szybko do chatki po swoją torebkę, a on zostaje sam ze swoją zleceniodawczynią. Dziewczyna posyła w jego stronę nieśmiały uśmiech, a on robi kilka kroków w bok, obserwując jej reakcję, jednak ona wciąż odwrócona jest w tą samą stronę, niczego nie podejrzewając.
— Co robisz? — Z domku wychodzi Levy i obdarza Gajeela morderczym spojrzeniem.
Ten nie odpowiada, ale jego twarz przybiera złowrogi wyraz. Zakłada ręce na piersi i czeka, aż poinformują go, w którą stronę ma iść.
— Przy wschodniej granicy kraju znajduje się pewna góra... — mówi Taiyo, jakby czytała mu w myślach. Jej głos jest teraz dziwnie zimny i oschły. — Muszę was jednak ostrzec, że są osoby, które będą chciały nam przeszkodzić w dostaniu się tam.
Smoczy Zabójca wzrusza tylko ramionami i zaczyna iść na wschód, zostawiając w tyle obie dziewczyny. Jest zły sam na siebie za swoje postępowanie, ale nie potrafi w pełni zaufać niewidomej, wyczuwa, że coś przed nimi ukrywa i ta myśl go prześladuje.
Levy kręci z niedowierzaniem głową. Chce pobiec za przyjacielem i na niego nawrzeszczeć, ale powstrzymuje się, bojąc się, że przestraszy towarzyszkę. Bierze ją więc pod rękę i obie ruszają za Redfoxem. Gdy tylko ich sylwetki znikają za drzewami, znika też wszelki ślad ich obecności na polanie; drewniana chatka powoli zamienia się w małe świecące punkciki, wydeptana trawa z powrotem podnosi się ku górze... Pozostają tylko rozsypane maliny i wspomnienie malinowych warg Taiyo uniesionych w delikatnym uśmiechu.


Lucy
— Natsu, wstawaj! Erza, wstawaj! Gray, wstawaj! Happy, wstawaj! — krzyczę każdemu z nich do ucha, licząc, że może uda mi się ich w końcu obudzić. Jednak moje starania po raz kolejny idą na marne. Postanawiam zrobić jeszcze jedną rundkę, a potem następną. Boli mnie już gardło, a oni dalej śpią jak zabici, choć jest już prawie południe. Strasznie mi się nudzi...
— Natsu!!! — wrzeszczę już naprawdę wkurzona i uderzam pięścią w jego klatkę piersiową.
Drgnął. Jego powieki powoli się uchylają, a ja dostrzegam ciemną zieleń jego oczu. Chłopak gwałtownie się podnosi, zdezorientowana nie zdążam się cofnąć i moja dłoń zagłębia się w jego piersi. Moje ciało przeszywa ogromny ból wyciskający mi spod powiek łzy, kątem oka dostrzegam, że Natsu zaczyna drżeć, a jego szeroko otwarte oczy skierowane są na moją twarz. Jednak to trwa tylko chwilkę. Szybko cofam dłoń i odskakuję od przyjaciela. Ból ciągle trawi moją rękę, ale przestaje rozprzestrzeniać się po wszystkich kończynach.
— Lucy... — szepcze cicho otumaniony Natsu i kieruje swoją dłoń w miejsce, gdzie przed chwilą znajdowała się moja twarz.
Szybko jednak dochodzi do siebie, przeciera pięściami zaspane oczy i podnosi się, aby obudzić pozostałych. Kłóci się z Grayem o to, który z nich zaspał na warcie, aż budzą Erzę, która nie jest zadowolona z zaistniałej sytuacji, ale kręci tylko głową, mówiąc, że jeśli tak dalej pójdzie, to nigdy nie znajdą tej przeklętej gildii. Natsu i Gray dalej skaczą sobie do gardeł, ale jedno spojrzenie Tytani skutecznie doprowadza ich do porządku.
Ja dalej siedzę w miejscu, zszokowana tym, co się wydarzyło. Czyżby mnie zobaczył? Czy istnieje jednak sposób, aby się z nim jakoś skontaktować? Może mogłabym mu przekazać, że jednak jest jakas nadzieja... Szybko odrzucam od siebie tą myśl, wiedząc, ze nie mogę narazić ich na ponowne rozczarowanie, na ponowne przeżywanie mojej śmierci.
Otrząsam się dopiero, kiedy przyjaciele są już gotowi do dalszej drogi. Podbiegam do nich, starając się rozkoszować samą możliwością przebywania z nimi. Tylko na to mogę w tej chwili liczyć.
W głowie pojawia mi się obraz Taiyo, ale wspomnienie dziewczyny jest rozmyte, a ja sama nie chce nadawać mu konkretnego kształtu. Wolę na razie nie myśleć o niej i jej planie. Wiem jednak, że muszę sprawdzić, co u niej i zobaczyć, czy ktoś przyjął jej zlecenie. 



 Po długiej przerwie dodaję kolejny rozdział. Mam nadzieję, że przez moją nieobecność nie zniechęciliście się zbytnio do tego bloga ;-;

8 komentarzy:

  1. Chyba żartujesz!? Cały czas czekałam na ten rozdział i nie sądze żeby sie ktoś zniechęcił więc głowa do góry xD Tak wgl to PIERWSZA!!!!! Twój blog jest cudowny.Chciałabym mieć taką wene jak ty ale co zrobić Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwościa i mam nadzieje że niedługo sie pojawi,Zapraszam na mojego bloga.Dopiero zaczynam ale możesz wejśc :)
    nataliagrzesiuk.blogspot.com
    Ślę wenę i pozdrawiam
    ~Lucy

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoja nieobecność, przynajmniej mnie, trzymała w niecierpliwym oczekiwaniu, które w gruncie rzeczy tylko bardziej podsyciło radość, na widok nowego rozdziału. Cieszę się, że wstawiłaś nowy rozdział, jest wspaniały. Dużo się dzieje wokół Levy i Gajeel'a, nie pędzisz na łeb na szyję z fabułą, Taiyo jest słodziutka, trochę szkoda mi Lucy, wybacz za takie skrótowe podsumowanie. ;-; Swoją drogą, poddałaś mi pomysł na nową pobudkę dla chłopaka. Mrahah, zapewne, gdyby któreś z nich usłyszało Lucy, mogłoby mieć palpitację serca. Zwłaszcza z jej głosikiem. xD
    Ślę weny, czekam na więcej. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie nowy rozdział! Yay! :3
    I bardzo mi się podobał, naprawdę. Ciesze się, że mogłam go przeczytać. Fajnie, ze było tyle Levy i Gajeela. Bardzo ich lubię. Podoba mi sie, jak przedstawiasz Gajeela. Wychodzi Ci bardzo naturalnie.
    Jestem jakąś dzisiaj nieogarnięta a pisanie komentarzy mi nie wychodzi, tak więc po prostu cieszę się, że jest rozdział, cieszę się, że akcja stopniowo i rozsądnie posuwa się do przodu i bardzo chciałabym, żeby ktoś usłyszał bądź zobaczył Lucy. :3 Mam nadzieję, że Taiyo coś na to zaradzi. :D
    Czekam na więcej. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej informacji na http://moje-dziwne-historie.blogspot.com/2014/08/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj. Twój rozdział przeczytam jak wrócę z wakacji, ale zapraszam do mnie gdyż pojawił się nowy rozdział :) http://gruvia-nowa-nadzieja-ft.blogspot.com/ Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No wreszcie komentuję :) Już przybywam.
    Ta cała dziewczynka jest słodka, ale trochę podejrzana według mnie. Myślę, że skrywa w sobie jakąś magię, którą odkryjemy być może potem. Chciałabym o ile tak jest :) Bardzo dobrze opisujesz uczucia widać,że Lucy oraz Levy tęsknią za sobą... za przyjaciółmi ... piękne to jest:)
    Pozdrawiam i wenki życzę
    I zapraszam na rozdział nowy, który w końcu pojawił się :)

    http://gruvia-nowa-nadzieja-ft.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Chciałabym się spytać ciebie kochana czy mogłabym zrobić taką podobną zakładkę jaką ty masz ''polecane'' ? bo to właściwie bardzo przydatne jest na blogu :) napisz jeśli się zgadzasz pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Komentujcie! ;)
Kilka słów = ogromna motywacja.
To się tyczy też moich kochanych anonimków. xD