Lucy
No
dobra — myślę załamana.
— Trzeba w końcu odwiedzić Taiyo.
Mimo
świadomości, że ta dziewczyna jest gotowa zadać sobie sporo trudu, aby mnie
przywrócić do świata żywych, nie mam najmniejszej ochoty sprawdzać, jak sobie
radzi. Nie chcę zostawiać swoich przyjaciół samych. Przyjemnie się wędruje, słuchając
bezustannych kłótni Natsu i Graya, widząc zabójcze spojrzenie Erzy i patrząc na
słodziutką buzię Happy'ego. Nie jest tak radośnie jak kiedyś, w ich oczach wciąż
widać głęboko zakorzeniony smutek i obietnicę zemsty. Boli mnie to. Chcę widzieć
ich uśmiech, szczęście wymalowane na twarzach, jednak wiem, że to tak szybko
nie nastąpi. Jeśli nie uda się Taiyo mnie przywrócić, minie sporo czasu, nim na
ich twarzach zagości naprawdę szczery i serdeczny uśmiech.
Natsu
powoli zaczyna zwalniać, Erza i Gray nie zwracają na to uwagi i prą dalej na
przód. Przez chwilę waham się, aż w końcu decyduję, że nie biegnę za tatą dwójką,
tylko zostaję w tyle ze Smoczym Zabójcą. Chłopak odwraca głowę w moja stronę i
nasze spojrzenia się spotykają. Patrzy mi w oczy, mam wrażenie, że to
spojrzenie sięga głęboko, wprost do mojego serca. Iskry przelatujące między
nami wzniecają we mnie mały płomyczek, a potem już ogromny ogień. Nie mam już
ciała, które mogłoby nas ograniczać, czuję, że gdybym teraz chciała, mogłabym
przeniknąć jego duszę, złączyć nas w jedno... Mam cholerną ochotę to zrobić. I
nagle uświadamiam sobie, że on mnie nie widzi, że dla niego nie żyję. Mój cały
zapał maleje, zrezygnowana odwracam się, podążając za jego wzrokiem. Przed nami
rośnie ogromne drzewo rzucające wokół pnia rozległy cień. Przypominam sobie,
jak jeszcze kilka dni temu siedzieliśmy tam razem, odpoczywając przed dalszą
drogą. Ciągle pamiętam szorstką fakturę kory ocierającą mi plecy i przyjemną ciszę,
jaka nastąpiła, gdy nie miałam już siły narzekać.
—
Lucy... — Jego gorący oddech owiewa mi szyję, przyjemnie drapie, roznieca na
nowo ugaszony wcześniej przez wątpliwości ogień. Stoi tuż za mną, nawet nie
zauważyłam, kiedy podszedł tak blisko...
—
Zboczeniec!!! — krzyczę, odskakując od niego i rumieniąc się mocno.
Natsu
kręci głową, a na jego twarzy pojawia się słaby uśmiech.
—
Tyle już w życiu straciłem. Dlaczego musiałem stracić także ciebie?
Po
chwili biegnie już w stronę Graya i Erzy, a ja zostaję sama, wciąż wpatrzona w
tamto drzewo. Po raz pierwszy, odkąd umarłam, naprawdę chcę, aby on wiedział, że
przy nim jestem. Nawet jeśli nadzieja, którą mogę w nim wzbudzić, ma być
bezpodstawna i ma zranić go jeszcze bardziej, chcę, aby wiedział, że mnie nie stracił,
że nigdy mnie nie straci, że zawsze będę przy nim. Uświadamiam sobie ze
smutkiem, że muszę porozmawiać o tym z Taiyo, tylko na niej mogę w tej chwili
polegać, potrzebuję jej jako mojego kontakty ze światem zewnętrznym.
Ostatnie
pełne żalu spojrzenie w stronę przyjaciół, a potem już tylko ogłuszający świst
powietrza, mnóstwo barw i obraz Taiyo.
Po
chwili stoję już na wąskiej ścieżeczce wijącej się wśród drzew. To, co widzę,
sprawia, że krew gotuje mi się w żyłach.
Drużką idzie postawny mężczyzna, a ja mam ochotę go zabić. Smoczy
Zabójca prze do przodu, nie zważając na idące za nim zmęczone dziewczyny, widać,
że nie nadążają za jego szybkim krokiem. Levy podtrzymuje Taiyo, która mimo to
wciąż się o coś potyka. Życie niewidomej dziewczyny musi być bardzo ciężkie, zwłaszcza
kiedy inni nie zdają sobie sprawy z kłopotów, jakie sprawiają jej podstawowe
czynności.
—
Taiyo... — szepczę cichutko, aby jej nie przestraszyć, ale i tak widzę, że
dziewczyna wzdryga się na dźwięk mojego głosu.
— Coś
się stało? — pyta zdziwiona Levy, patrząc z niepokojem na dziewczynę.
Ta
tylko kręci przecząco głową, ale ja widzę jeszcze delikatny uśmiech skierowany
w moją stronę i prawie niedostrzegalne skinienie głowy.
Oddycham
głęboko i również unoszę kąciki ust do góry. Zleceniem zajmują się Gajeel i
Lecy, wszystko idzie po naszej myśli. Ta dwójka na pewno nie porzuci misji
przed jej wykonaniem, tego mogę być pewna. Przynajmniej o bezpieczeństwo Taiyo
nie muszę się martwić. Widać, że Levy ją polubiła i choćby nie wiem, co się
działo, nie da jej skrzywdzić , a Gajeel na pewno stanie po jej stronie. Ten z
pozoru nieprzyjemny typek spod ciemnej gwiazdy zawsze chroni moją małą
przyjaciółkę i jest w stanie za nią nawet oddać życie.
Twarz
McGarden przybiera złowrogi wyraz, widać na niej oznaki zmęczenia: kropelka
potu spływa po jej czole, a policzki są zaróżowione.
—
Stop — krzyczy nagle i zatrzymuje się, ciężko oddychając.
Zdezorientowana
Taiyo puszcza jej ramię, odsuwa się i
przestraszona kręci głową na wszystkie strony. Nigdzie nie wyczuwa
niebezpieczeństwa, ale zdaje sobie sprawę, że jej czułe zmysły czasem na
niewiele się zdają.
Gajeel
również nie wie, co się dzieje. Marszczy brwi i odwraca się w naszą stronę.
Napotyka spojrzenie Lecy i przez jego oblicze przechodzą oznaki zdezorientowania.
—
Zrobimy teraz postój — burczy, kiedy w końcu dociera do niego w jakim stanie są
dziewczyny, i odwraca szybko wzrok. Odnajduje szybko jakąś polankę i prowadzi
na nie towarzyszki podróży.
Kiedy
w końcu zmęczeni siadają na powalonym pniu, Smoczy Zabójca nie spuszcza oka z
Taiyo. Na jego twarzy nie ma śladu dobroci, współczucia czy ciepła, jest tylko
zimna podejrzliwość.
Atmosfera
staje się coraz bardziej napięta, już nawet Levy nie próbuje załagodzić
sytuacji miłymi słówkami i uśmiechem, poddaje się. Nie wiem, co mam ze sobą
zrobić. Nawet nie chcę wiedzieć, jak oni czują się w tej sytuacji. Przełykam głośno
ślinkę i mam wrażenie, że ten dźwięk niesie się po całym lesie.
—
Pójdę poszukać jakichś owoców — mówi Taiyo, wstając, a jej głos brzmi, jakby za
chwilę miała się rozpłakać.
—
Nie! — protestuje szybko Levy i również się podnosi. — Musisz odpocząć, a poza
tym to niebezpieczne.
—
Nic mi nie będzie, poradzę sobie. Zostawię was na chwilę samych. — Spuszcza
pokornie głowę, a po jej policzkach spływają przezroczyste łzy. — Zastanowicie
się, czy nadal chcecie kontynuować tą misję. Nie będę miała wam za złe, jeśli
zrezygnujecie.
Po
tych słowach rusza wolno w stronę ściany drzew, daje mi znać delikatnym ruchem
ręki, żebym poszła za nią, a potem wchodzi między pnie.
—
Ona coś ukrywa, nie mówi nam całej prawdy, Levy. — Słyszę jeszcze wzburzony
szept Gajeela, a potem skupiam się na Taiyo i jej radosnej buzi.
—
Jesteś — mówi z radosnym, dziewczęcym uśmiechem na ustach. — Już myślałam, że
znowu będę musiała szukać cię w nicości.
Nie
wiem, co mam odpowiedzieć, więc tylko stoję patrząc na nią z troską, w końcu
choć trochę się przede na otworzyła. Ona jednak odbiera to milczenie jako
konsekwencję swojego błędu. Kuli się i wygina usta w podkówkę.
—
Przepraszam, nie chciałam być zuchwała.
—
Nie, nie, nie, nie byłaś — mówię pośpiesznie, machając jej przed twarzą rękoma,
choć zdaję sobie sprawę, że i tak tego nie zobaczy. — Też się cieszę, że cie
widzę, ale musimy o czymś porozmawiać.
Taiyo
kieruje niewidome spojrzenie na moją twarz. Nie ma zielonego pojęcia, co mam na
myśli.
Zaczerpuję
głośno tchu i kontynuuje:
—
Chodzi o moich przyjaciół, chcę, aby wiedzieli, że tutaj jestem, że nie umarłam.
Zapada
długa cisza. Usta dziewczyny przez chwilę wykrzywił dziwny grymas. Złość? Współczucie?
Poczucie winy?
Świat
milknie. Słońce znika zza chmurą, drzewa przestają szumieć, nie słychać
najmniejszego odgłosu, nawet ptaki zaprzestają śpiewu. Mam wrażenie, że czas
stoi w miejscu, że jestem tylko ja i ta drobna, delikatna dziewczyna, która wzięła
na swoje barki zbyt wielka odpowiedzialność, odpowiedzialność za czyjeś życie.
Przed
moją twarzą przelatuje nagle biały motyl i wszystko wraca do normy. Znów
znajduję się w środku tętniącego życiem lasu, przytłacza mnie paleta dźwięków
napierająca ze wszystkich kierunków, ponownie zalewa żywe, jasne słoneczne światło.
—
Jesteś pewna? — Słowa Taiyo wyrywają mnie z niemego zachwytu nad przyrodą.
—
Tak — odpowiadam, mrugając, aby otrząsnąć się po tym dziwnym przeżyciu.
Dziewczyna
kiwa głową, a na jej buzi maluje się delikatne powątpiewanie.
—
Lucy — zaczyna, jakby tłumaczyła coś małemu dziecku. — Jeśli powiem teraz o
wszystkim Gajeelowi i Levy, to wątpię, żeby mi uwierzyli, Gajeel i tak mi nie
ufa, pomyślą, że kłamię i...
—
Udowodnimy im, że mówisz prawdę — przerywam jej szybko, co ona kwituje nieśmiałym
uśmiechem.
—
Nie pogarszajmy atmosfery, boję się Smoczego Zabójcy — wyznaje w końcu,
zagryzając dolną wargę.
Ogarnia
mnie litość i już rozumiem, że nie mogę dalej naciskać, nie chcę narażać tej
delikatnej, słodziutkiej istotki na niepotrzebny stres. Poddaję się.
— A
co z pozostałymi członkami gildii? — Dopiero, gdy wypowiadam to pytanie, zdaję
sobie sprawę, jak głupie i bezsensowne ono jest. Moi przyjaciele przeszli już
taki kawal drogi, nie mogą teraz zawrócić, a Taiyo nie jest magiem, nie może
wysłać wiadomości do Fairy Tail bez powiadomienia o wszystkim Gajeela i Levy i
bez proszenia ich o pomoc.
Cały
plan obalający przekonanie wszystkich o mojej śmierci diabli biorą. Mam ochotę
krzyczeć ze złości, ale ograniczam się do wbicia zębów w piąstkę.
—
Mam z wami tutaj zostać? — pytam, czując, że łzy bezradności cisną mi się do
oczu.
—
Nie — odpowiada pośpiesznie. — Nie chcę, abyś zbyt mocno się denerwowała.
Wracaj do przyjaciół, kiedy przyjdzie czas, przywołam cię.
—
Levy i Gajeel też są moimi przyjaciółmi. — Nie wiem nawet, czemu się z nią
sprzeczam, przecież chcę być teraz przy Natsu, Grayu, Erzie i niebieskim
kocurze. To pewnie przez tłumioną złość, zbyt mocno pragnę się na kimś wyżyć.
Jeszcze bardziej żałuję, że nie ma teraz przy mnie Salamandra, on zawsze zrobi
coś, za co można nie niego nawrzeszczeć.
Dziewczyna
zamyka powieki i dusi w gardle dziewczęcy śmiech. Po raz pierwszy zastanawiam
się, ile może mieć lat. Wygląda jak mała dziewczynka, ale w jej słowach, postępowaniu,
sposobie bycia można rozpoznać osobę doświadczona przez życie. W mojej głowie
pojawia się myśl, że przeszła przez piekło, o jakim ja nawet nie mam pojęcia.
Ma nieskończenie wiele twarzy, czasem jest nieśmiała, czasem pokorna, czasem
pokazuje złość, czasem udowadnia, że jest strasznie inteligentna... Jednak
jedno jest pewne: kocha ludzi i chce pomóc całemu światu. Nie bije od niej taka
pozytywna energia, jak od członków Fairy Tail, ona jest raczej zdystansowana,
ktoś musiał ja kiedyś bardzo mocno zranić.
—
Niedługo was odwiedzę — obiecuję i przywołuję w myślach roześmianą twarz Natsu.
Drobna
postać o złocistych włosach i uroczym uśmiechu pochyla się nad rannym mężczyzną.
Jej idealna dłoń przesuwa się po jego policzku, gładzi szyję, aż w końcu wbija
paznokcie w głębokie rozcięcie na piersi. Jego krzyk odbija się od skał i
ulatuje dalej w przestrzeń z nadzieją, że znajdzie kogoś, kto przybędzie z
pomocą. Jednak nie ma na to szans. Jedyne osoby, które są z rannym na tym
odludziu to jego Pani i trzech przyjaciół, którzy patrzą na całą scenę z przerażonymi
minami.
— No
więc... Czy teraz wyjaśnisz mi, dlaczego oni jeszcze żyją? — pyta lepkim od
cukru głosikiem. — Czy chcesz się dalej bawić?
—
Przepraszam, Pani — chrypi mężczyzna, próbując złapać oddech. — Zawiodłem...
Jej
twarz rozjaśnia radosny uśmiech. Oddala się od niego tanecznym krokiem, sunąc
palcami po skalnej ścianie. W pewnym momencie skała się kończy, a ona staje nad
samym urwiskiem i lekko się chwieje. Kiedy zdaje sobie sprawę, gdzie się
znajduje, odwraca się gwałtownie i z delikatnym uśmiechem podchodzi do pozostałych
trzech mężczyzny stłoczonych przy wielkim głazie, nie mających odwagi, aby
odezwać się słowem. Głaska jednego z nich po włosach, musząc przy tym stawać na
palcach, ale nie przeszkadza jej to. Jej druga ręka zaciska się powoli na jego
szyi, ale ten ani drgnie, zafascynowany tą pieszczotą. Kobieta patrzy na niego
z miłością i wybucha melodyjnym śmiechem.
—
Teraz twoja kolej, żeby się wykazać — szepcze mu do ucha i zaciska w pięść wciąż
wplątaną w jego włosy dłoń .
Na
policzkach pozostałych pojawia się ślad białego motyla, ślad po jej pocałunku,
a po chwili esencja życiowa trzech magów owija się wokół jej nadgarstka.
—
Nie zawiedź mnie — prosi z błagalnym wyrazem twarzy jedynego, któremu podarowała
życie. Z wysuniętą do przodu dolną wargą i lekko zmarszczonym czółkiem wygląda
słodko jak nigdy.
—
Nie zawiodę — odpowiada, rozkoszując się aksamitną skórą swojej Pani na szyi i
prosząc w duchu, aby nigdy nie zabrała swojej dłoni.
Jednak
ku jego niezadowoleniu ona odsuwa się gwałtownie, z jej ust wyrywa się pełen
szczęścia pisk, a dłonie same składają się do radosnego klaskania.
Hej,
hej, hej! Przybywam do Was z kolejnym rozdziałem. Muszę przyznać, że trochę
rozczarowała mnie liczba komentarzy pod poprzednim postem. ;( Mam nadzieje, że teraz będzie ich trochę więcej.
Do następnego ;p
Świetne rozdziały, naprawdę ciekawie i fajne napisane.
OdpowiedzUsuńDługo się naczekałam ale jest :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga pomysł bardzo mi się podoba.
Przeczytałam już w sumie każdy rozdział po 2 razy. Świetne są oby tak dalej.
Kiedy można się spodziewać następnego rozdziału?
Nie lubie pisać komentarzy, ale jesli i tak mało osob to robi, to sie poświęcę...
OdpowiedzUsuńSuper notka. Szkoda tylko, ze Lucy ni powiedziała Levy i Gajeelowi, ze zyje. Mogła powiedziec Taiyo, ze nic jej nie zrobią, że Levy nie pozwoli jej skrzywdzić, a Gajeel nie jet taki zły... Szkoda, ze trzeba dalej czekac na ujawnienie tej tajemnicy >.< Wybacz, ale wydaje mi sie, ze to bedzie niezłe widowisko, a ja jestem dosc niecierpliwa... "XD
Czekam na nexta i pozdrawiam :D
Ohayo gozaimasu!
OdpowiedzUsuńHappy~Chan przybywa, jak zwykle z opóźnieniem, ale to już chyba stało się moim nieodwracalnym nawykiem. Gomen. ;3; Taiyo jest taka słodziutka... Taka mała kruszynka, którą by można ściskać i tulić, i kochać do upadłego! Awwww,jestem ciekawa jak Lucynka chciała udowodnić Gajeelowi i Levy, że jeszcze istnieje. Ale jakby z drugiej strony na to spojrzeć, to byłby ciekawy zwrot akcji, chociaż wprowadziłaś bardzo ciekawy zwrot napięcia w tym rozdziale i... Można by tak gdybać i gdybać.. *o* A tutaj pojawia się po raz kolejny tajemnicza kobietka. No no, szatan w ludzkim ciele.
Nie wiem jak to robisz, ale jestem zauroczona tymi wszystkimi opisami, które stosujesz, to wszystko jest takie proste, ale w tej prostocie jeszcze takie... Wyrafinowane, o! Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się jeszcze szybciej niż ten, czekam! ;3
Zdenerwowana Mcgarden może być do prawdy urocza. :D
Komentarze czytelników są takim napędem do pisania, widzisz zdanie od swojego gościa na blogu i to jest takim kopniakiem w dupsko, żeby dalej pisać... Ale nie przejmuj się, nawet jak komentarzy jest coraz mniej, uwierz, piszesz dalej tak zajebiście jak na początku. Życzę Ci weny, przesyłam ją wręcz kontenerami i pozdrawiam gorąco, słoneczko. ♥
Happy~~
Jak zawsze ślicznie ci to wyszło cały rozdział , a Tayio coraz bardziej lubię (mam nadzieję, że dobrze odmieniłam imię dziewczyny niesamowitej zresztą). Jest niezwykła na swój sposób i widać, że chce pomóc Lucy, a bardzo współczuje Natsu, który tak bardzo za nią tęskni, chociaż całkiem inaczej to odczuwa... Wzruszające. Piękna więź się pomiędzy nimi narodziła.
OdpowiedzUsuńA ja zapraszam na następny rozdział na moim blogu:) Pozdrawiam serdecznie
http://gruvia-nowa-nadzieja-ft.blogspot.com/
Czemu ja JESZCZE tego nie skomentowałam?! O.O
OdpowiedzUsuńDawno już przeczytałam rozdział i byłam pewna, że zostawiłam komentarz... Głupia Mavis, oj głupia.
W ogóle, tak bardzo przekonałaś mnie do swojego opowiadania. Pamiętam, że byłam z początku niechętna przez sposób w jaki postanowiłaś je pisać - pierwsza osoba i to jeszcze czas teraźniejszy. A pomimo, że nie jest to mój ulubiony styl pisania opowiadań, to ja się tak bardzo w nim zakochałam :_:
A sam rozdział oczywiście cud, miód i malinka <3 Chciałabym, żeby Natsu i reszta wiedzieli, że Lucy jest z nimi, naprawdę. Ale to zapewne też nie byłoby dla nich łatwe. Ciekawa jestem jak rozwiążesz sprawę z Lucy. Czy łatwo będzie sprowadzić ją z powrotem, czy może się nie uda i odejdzie w zaświaty? Uch... Nie no, niech będzie happy end. :D A w sumie, jak zakończenie happy nie będzie to narzekać też nie będę. W ogóle, czemu ja pisze już o zakończeniu?! Jezu, Mavis san, idź ty lepiej jeszcze spać. -.-
Trzymaj się cieplutko i wysyłam Ci masę weny (której sama nie mam xD).
Buziaki :*
Mój Boże, nie ogarniam Taiyo! Mam co do niej bardzo złe przeczucia, coś tu jest nie tak, bardzo nie tak. Jej reakcja na słowa Lucy, by dać innym znak, że żyje, ze nic jej nie jest stała się właśnie powodem. Nie ufam dzieciakowi/dorosłej ani trochę! Coś kręci i Gajeel ma rację, obserwując ją cały czas. Pięknie nakreślasz tragedię Lu, która jest, ale nie może być naprawdę. Jak się to czyta, to rzeczywiście, przynajmniej moim zdaniem, można poczuć jej frustrację i bezsilność. I Natsu... <3
OdpowiedzUsuńWybacz ten ułamek, idę czytać dalej :*