— Jak myślisz, było
między nimi coś więcej? — pyta cichutko Erza, patrząc na znajdującego się
trochę dalej Natsu.
Chłopak siedzi przy ognisku, nad którym jeszcze kilka minut temu
gotowali kolację. Opiera brodę na kolanach, a na twarzy tańczą mu odpicia
wesołych płomieni. Wyglądają, jakby chciały go pochłonąć, ponownie przyciągnąć
w stronę swoich delikatnych objęć, zapewniających dobrą zabawę i walkę, ale on
nie chce znów oddać się w ich posiadanie, chce pamiętać, chce cierpieć dla
niej.
— Nawet jeśli, to oni na pewno nie zdawali sobie z tego sprawy —
odpowiada Gray i chce zeskoczyć z wielkiego głazu, na którym siedzi razem z
Erzą, ale przyjaciółka powstrzymuje go, łapiąc za ramię.
— Rozmawiałeś z Juvią?
Chłopak patrzy na nią ze zdziwieniem i złością. Niedawno zginęła Lucy.
Jak Erza może myśleć teraz o tak błahych sprawach jak problemy sercowe?
Dziewczyna widzi w jego oczach całą prawdę, nie potrzebuje słownej
odpowiedzi.
— Jej na tobie bardzo zależy. Daj jej w końcu jasną odpowiedź, potem
może być za późno. Czy kiedykolwiek mógłbyś ją pokochać?
Zeskakuje pierwsza z kamienia i zostawia Graya z tym pytaniem wciąż
brzmiącym w jego uszach. Idzie w stronę ognia. Natsu wystarczy już samotności.
Po drodze zatrzymuje się jednak i unosi twarz ku górze, dostrzegając miliony
jasnych gwiazd.
— Wiesz, Lucy? Gdybyś tu była wszystko byłoby o wiele prostsze.
Lucy
— Przecież tu jestem.
Łzy powoli napływają mi do oczu, dolna warga zaczyna wolno drżeć. Mi
też nie jest łatwo, jednak nie poddaję się. Ciągle widzę na swojej dłoni znak
Fairy Tail i nie mam zamiaru bezcześcić nazwy gildii przez własne słabości.
Szybko ocieram policzki wierzchem dłoni i biorę się w garść.
Czuję się trochę podle. Podsłuchałam prywatną rozmowę przyjaciół,
chociaż wcale tego nie chciałam. Po prostu pragnęłam przez chwilę z nimi pobyć.
Jednak bardziej niż poczuciem winy przejmuję się tym, że Gray może mieć rację,
jeśli chodzi o relacje moje i Natsu. Czy czuję do niego więcej, niż pragnę
przyznać przed samą sobą? Nie jestem pewna. Myśli wirują w mojej głowie,
układając się w nieskładne obrazy. Jego uśmiech. Jego wściekłość. Jego dłoń
wyciągnięta w moją stronę. I ogień — nieodłączna część jego osoby.
W końcu podejmuję decyzję. Dziś rano odkryłam, że mogę się z nim jakoś
skontaktować, pora wykorzystać tą wiedzę w praktyce.
Jednak nie mogę się zebrać, żeby do niego teraz podejść. Na samo
wspomnienie tego niesamowitego bólu zapiera mi dech w piersiach, a po całym
ciele przechodzą nieprzyjemne dreszcze. Przez dłuższą chwilę stoję nieruchomo i
wpatruję się w twarz Natsu, który powoli przymyka powieki. Widzę, że jest
zmęczony i niedługo zaśnie. Może to lepiej... Może załatwię tą sprawę jutro...
Zdaję sobie jednak sprawę, że będę to wszystko odkładać, aż w końcu
wcale tego nie zrobię. Boje się bólu, ale chęć poznania prawdy przezwycięży
wszystko.
Zaciskam mocno powieki i wciągam głośno powietrze, przygotowując się
na to, co mnie czeka. Trwam tak jakiś czas, a kiedy jestem już gotowa i
otwieram oczy, jest za późno. Natsu śpi zwinięty w kłębek przy ognisku z
kocurkiem leżącym obok jego głowy. Podchodzę do niego i patrzę z bliska na jego
twarz. Czy on naprawdę mógłby być dla mnie kimś więcej niż przyjacielem?
Wcześniej tylko raz pomyślałam o nim w tych kategoriach i nie skończyło się to
dla mnie dobrze, wyszłam na kompletną idiotkę.
Nagle zdałam sobie sprawę z tego, ze rano połączyłam się z nim, kiedy
on spał. Gdybym zrobiła teraz tak samo, to może pomyślałby, że to tylko sen.
Nie zastanawiając się długo, schylam się gwałtownie i dotykam jego
piersi w miejscu, gdzie znajduje się serce.
Ból jest nie do opisania. Czuję, jak każdą komórkę mojego ciała trawi
żywy ogień. Spalam się, czy topnieję? A może wszystko naraz? Mój umysł zasnuwa
czarna mgła. Kątem oka dostrzegam jeszcze niespokojny ruch Natsu, a potem
wszystko znika.
Nie na długo. Mgła rozwiewa się równie szybko, jak przyszła. Wraca
także ból. Początkowo jest delikatny, zwykłe dudnienie w głowie, ale stopniowo
narasta. Lucy wie, że nie ma dużo czasu.
Rozgląda się dookoła i pojmuje, że nie znajduje się już przy ognisku,
ale w jakiejś pustej jasnej przestrzeni. Przed nią pojawia się inna wersja jej
samej. Przez chwile patrzą sobie w oczy, a potem znikąd nadlatuje kula
zielonego ognia i trafia klona w brzuch, potem kolejna — przebija jego ramię,
następna — głowę.
Lucy słyszy krzyk rozpaczy i odwraca się za siebie. Widzi wyrywającego
się Natsu. Chłopak jest trzymany przez dziesiątki rąk nieposiadających żadnego
ciała, które nie pozwalają mu pobiec do przyjaciółki. Sceneria się zmienia i po
chwili stoją na polanie, na której zabito Lucy. Szczątki jej sennego klona leżą
na ziemi, rąk oplatających Natsu już nie ma. Zostali tylko oni dwoje i ból
narastający w ciele dziewczyny.
— Lucy... — szepcze cicho Natsu, zupełnie jak tamtego pamiętnego dnia.
— Natsu! — odpowiada pośpiesznie i, przezwyciężając cierpienie, stawia
w jego stronę kilka chwiejnych kroków.
— Dlaczego tak łatwo się poddałaś? Dlaczego zostawiłaś mnie samego? —
W jego głosie słychać nie tyle żal, co smutek.
— Natsu! — Już prawie krzyczy, ból staje się nie do zniesienia. — Kim
dla ciebie byłam?
Chłopak nie odpowiada, tylko dalej wpatruje się w nią tymi smutnymi
oczami.
Lucy czuje, że dłużej nie da rady znieść tego bólu. Przesuwa wzrokiem
po swoim ciele i widzi smagające je płomienie, naprawdę ja pochłaniają, jest
niszczona przez żałobny ogień swojego przyjaciela. Wie, że musi uciekać, ale
jest gotowa zaryzykować wszystko, aby tylko poznać odpowiedź.
— Kim dla ciebie byłam? — mówi głośno, starając się nie krzywić z
bólu, choć łzy płyną już strumieniami po jej policzkach. — Kim dla ciebie
byłam?
Natsu mruga kilka razy, jakby próbował otrząsnąć się z dziwnego
transu.
— Wszystkim... — odpowiada, patrząc, jak najbliższą mu osobę odciągają
od niego jego własne płomienie. Płomienie, które nie były w stanie jej uratować.
Płomienie, które ją zabiły. — Wszystkim... Wszystkim, co utraciłem.
Lucy widzi łzy skapujące po jego policzkach, a potem osuwa się w
nicość.
Natsu czuje ostre szarpnięcie bólu i gwałtownie się budzi. Twarz ma
mokrą od łez, ale i od czegoś jeszcze. Podnosi dłoń do czoła, a kiedy ponownie
na nią patrzy, widzi krew. To pomaga mu obudzić się do reszty. Szybko zrywa się
z ziemi i rozgląda dookoła, próbując rozeznać się w sytuacji.
Stoi kilka metrów dalej od miejsca, w którym spał. Żar z niedopalonego
ogniska porozrzucany jest po całej polanie. A tam gdzie kiedyś było samo
ognisko, jest wielka wyrwa w ziemi.
Happy uderzył w kamień i leży teraz nieprzytomny, Erza i Gray powoli
zbierają się z podłoża, ale to Natsu pierwszy dostrzega przyczynę całego zamieszania.
Grupka mężczyzn stoi w cieniu drzew i obserwuje ich, szykując się do kolejnego
ataku. Chłopak dostrzega na ich policzkach zarys białego motyla, który jednak
szybko niknie pod skórą, tak, że wydaje się on tylko złudzeniem. Ale Natsu
dobrze wie, co to za ludzie, czuje od nich ten mglisty zapach strachu. Hakko
cho.
Nie zastanawiając się, rusza na przeciwnika, przywołując płomienie.
Niestety gwałtownie dopadają go wspomnienia z ostatniego snu i ogień gaśnie.
Upada na kolana, świat wokół niego migocze, wyraźny jest tylko obraz Lucy
trawionej przez coś, co do tej pory uważał za swoją siłę. Po jego policzkach
toczy się samotna łza.
Słyszy za sobą odgłosy kroków Erzy i Graya i w mig pojmuje — to nie
ogień jest jego siłą, a przyjaciele. Coś trafia go w bok, po całym jego ciele przechodzą nieprzyjemne
dreszcze, aż w końcu zaczyna odczuwać piekący ból w miejscu zranienia, ale nie
przejmuje się tym. Wolno wstaje, zaciskając zęby ze złości. To przez ludzi
takich jak ci tutaj nie żyje Lucy, to przez nich nie mógł jej ochronić. Jego
twarz pogrążona jest w cieniu, jedynie błyszczące kły są wyraźnie widoczne w
poświacie jaką dają rozrzucone po polanie rozżarzone węgle. W dłoniach Natsu pojawiają się płomienie, a
po chwili ogień bucha już wokół całej jego postaci, paląc do reszty trawę i
inne niewielkie rośliny znajdujące się do dookoła.
Dwójka pozostałych magów Fairy Tail zatrzymuje się wpół dogi do
wrogów. Z mieszanką zdziwienia i przerażenia spoglądają na przyjaciela, który w
tym momencie naciera na przeciwników. Przez chwilę stoją niezdecydowani, co
powinni zrobić. Szybko jednak decydują się również wziąć udział w walce.
Posyłają sobie porozumiewawcze spojrzenia, a zaraz potem odwracają się w stronę
członków Hakko cho.
Natsu dopada ich jako pierwszy. Posyła przeciwnikowi cios w twarz,
sprawiając, że ten upadając, powala człowieka stojącego obok. Gdy tylko ci dwaj
dotykają podłoża, na ich twarzach pojawia się już wyraźniejszy znak motyla i
znikają.
Gray również włącza się do walki, ale żaden z wrogów nie odpowiada
atakiem. Stoją tylko spokojnie, czekając na zadawane ciosy i przyjmując je
niemal z wdzięcznością.
Chłopcom to nie przeszkadza, dalej walczą, a każdy przeciwnik, który
znika z pola bitwy, wprawia ich w coraz większą wściekłość. Jednak Erzie coś tu
nie pasuje. Rozgląda się dookoła i kątem oka dostrzega jeszcze jednego
mężczyznę stojącego na gałęzi jednego z drzew. Podbiega do niego, unosząc
wysoko wcześniej przywołany miecz, ale on tylko uśmiecha się z pogardą i znika
wraz z ostatnim pokonanym członkiem swojej gildii.
W niebo unoszą się setki drobniutkich białych motylków, które można by
było pomylić ze świetlikami. Po oderwaniu się od ziemi zaczynają świecić
dziwnym białym blaskiem.
Natsu i pozostali stoją oniemiali w miejscu, nie do końca pewni, co
się właściwie wydarzyło. To była wyjątkowo jednostronna walka. Ze strony
przeciwnika padły jedynie dwa ataki: pierwszy rozwalił ognisko, kiedy niczego
nieświadomi spali spokojnie, myśląc, że wrogowie są daleko, drugi nadszedł nie
wiadomo skąd i ugodził każdego z nich w bok, nie przynosząc większych
uszczerbków na zdrowiu, a jedynie pieczenie.
Jasnowłosa kobieta uśmiecha się do siadających na jej dłoni motylków.
Dzięki nim mogła obserwować to, co wydarzyło się kilka minut temu. Jej
podwładny dobrze się spisał, wszystko zorganizował wręcz idealnie. Odwraca się
do niego z miną największego niewiniątka na świecie. Ten człowiek jeszcze nie
raz jej się przyda.
Mężczyzna patrzy w jej blade tęczówki i na jego twarz wpływa
rumieniec. Dla niej zrobiłby wszystko. Przymyka z przyjemności oczy, kiedy
czuje na policzku jej szczupłe palce. Jednak ta, ku jego niezadowoleniu, wymija go i podchodzi do związanych z tyłu
ludzi, którzy także brali udział w akcji. Nie zawiedli jej, zrobili wszystko,
co do nich należało, ale dla niej to się nie liczy. Potrzebuje w tej chwili
energii życiowej, aby zachować ciało siostry w idealnym stanie, a tylko energia
członków Hakko cho jest do tego odpowiednia.
— Na dzisiejszą noc przygotowałam dla ciebie jeszcze jedno zadanie —
mówi, nie odwracając się nawet w stronę swojego ulubieńca.
Ekhem....
Pisałam to na szybko i wiem dobrze, że to kolejny zapychacz, ale
chciałam coś wstawić, póki jeszcze mam wenę :D Przy okazji zapraszam
wszystkich na mojego drugiego bloga, który (od razu mówię, żeby nie
było) nie jest o Fairy Tail
Jestem, kochanie, jestem!
OdpowiedzUsuńWybacz, że teraz, jakoś ostatnio mi się nie pali do niczego. Ale przeczytałam już. :3
Widzę, ze do tej pory nikt nie skomentował. Ja nie wiem, co sie dzieje z tymi wszystkimi ludźmi. Ale mniejsza.
Ta rozmowa Graya i Erzy o Natsu i Lucy, w ogóle o uczuciach, ach, świetnie wyszła. W ogóle, ja też się zastanawiam, kim dla Lucy był Natsu, a ona dla niego? Czy mogli coś do siebie czuć. Scena, w której Natsu płacze... Płaczę razem z nim. Q.Q
A ta walka... no, była szybka i krótka. Ale coś czuję, że nasi przyjaciele dopiero będą mieć poważne kłopoty. ;x
No, no ciekawie :D Smutne.. Nawet bardzo ;c
OdpowiedzUsuńKiedy następny roz ? :D
Jejku.. Nie wytrzymuje :c Takie fajne opowiadanie,fabuła i wgl, a tak rzadko rozdziały ;( :c Wiem, wiem że to nie łatwe i cie nie winie każdy ma swoje problemy ;)
Widać, że wszystkim jest ciężko z powodu śmierci Lucy, ale to nie oznacza, że nie mogą myśleć o miłości, a wręcz powinni. Przecież to wielkie uczucie. Myślę, że Lucy i Natsu łączyło coś więcej, a boją się do tego przyznać po prostu. Szkoda.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał :)
A tym czasem zapraszam na swój : http://gruvia-nowa-nadzieja-ft.blogspot.com/
następny rozdział jest :)
Dzisiaj przeczytałam cały twój blog... Jest Genialny!!! Myślałam, że zamienię swój pokój w istne jezioro! Tak ryczałam. Lucy umarła, Natsu miewa straszne sny... ja tak nie mogę T_T Musisz mi dać jak najszybciej 9 rozdział, bo inaczej się odwodnię T_T A jak się odwodnię to wyląduję w szpitalu i nie będę mogła przeczytać twojego rozdziału T_T Chyba nie chcesz, żeby tak się stało, prawda? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przesyłam dużo weny :D
Dzień doberek. :3
OdpowiedzUsuńDługo mnie tu nie było, jak zwykle jestem spóźniona i już nawet nie obiecuję poprawy, bo moje życie mi na to pewnie w pełni nie pozwoli... xD
Rozdział wzbudzający emocje. Yin, jesteś w tym mistrzem.
Czekam na więcej i zapraszam do siebie, też częstuję zapychaczami xD
Kim dla ciebie byłam?
OdpowiedzUsuńNatsu mruga kilka razy, jakby próbował otrząsnąć się z dziwnego transu.
— Wszystkim... — " Nie. Nie. Zabiło mnie to. Nie mogę czytać dalej.... Jezzz... Boże, dlaczego ona nie może z nim porozmawiać?! Niech Lucy wróci, proszę, proszę, proszę. To jest tak cholernie smutne!!
Yin, nie wiesz zapewne, ile emocji budzi ten rozdział? Tak myślałam. Czy jeśli powiem "chylę czoła z szacunkiem" będziesz miała jakiś obraz tego, co się ze mną dzieje po przeczytaniu?