Wiadomość
wywołuje niemałe zamieszanie w całej gildii. Wszyscy szepczą między sobą,
analizując dopiero co zdobyte informacje. Wiele osób wstaje z krzeseł i krzyczy
coś do Laxusa, choć ten zupełnie ich nie słyszy, albo nie chce słyszeć. Wpatruje
się w swojego dziadka, czekając aż ten podejmie jakąś decyzję.
Staruszek
siedzi na barze i spokojnie popija trunek. Jego nogi bezwładnie dyndają w
powietrzu, a nos jest zaczerwieniony od zbyt dużej dawki wypitego alkoholu.
Jednak po chwili odwzajemnia spojrzenie wnuka, a jego wzrok nie jest nawet lekko
zamglony.
—
Będziemy walczyć — mówi.
Dookoła
zapada niczym niezmącona cisza.
Laxus
uśmiecha się półgębkiem. Takiej odpowiedzi oczekiwał. Uderza pięścią w otwartą
dłoń, a cała gildia zaczyna głośno wiwatować. Przyszedł czas na zemstę za
krzywdę wyrządzoną jednej z nich.
—
Ktoś musi iść zawiadomić Natsu i resztę! — próbuje ich przekrzyczeć staruszek.
— Nie chcemy, żeby niepotrzebnie włóczyli się w poszukiwaniu Hakko cho, skoro
ta przeklęta gildia sama do nas przyjdzie!
Nikt
nie zwraca na niego uwagi, wszyscy są zbyt zajęci świętowaniem. Mistrz już ma
zamiar przypomnieć im jak groźna jest jego osoba i jak bardzo trzeba się z nim
liczyć, kiedy czuje na ramieniu uścisk drobnej dłoni.
—
Mistrzu, wyślij po nich Juvię. Ona znajdzie Graya choćby i na końcu świata.
Makarov
nie widzi jej twarzy, ale wie, że uśmiecha się przez łzy.
—
Porozmawiasz z nią?
Mirajane
spogląda na dziewczynę siedzącą samotnie w rogu i bez większego zainteresowania
wpatrującą się w szklankę wody. Nie udziela jej się nastrój panujący w gildii.
Laxus
podchodzi do jednego ze stolików, przy którym siedzi Gildarts ze swoją córką.
Mężczyzna uśmiecha się do niego, ale Cana ma nietęgą minę. Gromowładny
zastanawia się, jakim cudem ojcu udało się odciągnąć ją od baru i wtedy
zdaje sobie sprawę, że nie czuje od niej alkoholu. Rozszerza ze zdziwienia
oczy, ale szybko się opanowuje.
— Co
słychać? — pyta z pozoru swobodnym tonem.
Po
chwili opracowują już z Gildartsem plan działania, a Cana, korzystając z
nieuwagi ojca, postanawia zbliżyć się do baru. Na szczęście ten szybko to
zauważa i sadza ją z powrotem na krzesło, nie przerywając rozmowy.
— Mam
tego dość! — syczy wściekła dziewczyna. — Nie jestem już małym dzieckiem! Kiedy
potrzebowałam opieki, nie było cię! Teraz radzę sobie sama!
Na
Gildartsie jej ostre słowa nie robią wrażenia, ale speszony Laxus odwraca wzrok.
Przypomina sobie w jakim stanie była tuż po śmierci Lucy, jak przez większość
czasu była tak pijana, że nie miała kontaktu z rzeczywistością. Nawet ona nie
mogłaby tak długo pociągnąć. Ojciec i córka dalej się kłócą, ale on już ich nie
słucha. Zastanawia się, czy gildii uda się zapomnieć o śmierci Lucy, czy wróci
do stanu w jakim była, zanim ta dziewczyna po raz pierwszy przekroczyła jej
próg.
—
Gajeel! — Wysoki głosik wydziera go ze stanu błogiej nieświadomości. — Gajeel!
Teraz
słyszy też całą panikę w nim zawartą i wie, że jest coraz bliżej wyrwania się z
tego dziwnego transu, w którym aktualnie się znajduje. Powoli zaczyna odczuwać
ból. Szarpie się, próbuje wrócić do stanu sprzed chwili. Nie może. Ten piskliwy
ton nieprzerywanie ciągnie go ku górze. Egipskie ciemności powoli zaczynają
nabierać rzeczywistego wymiaru i w końcu czuje, że może uchylić powieki.
—
Gajeel! — Kolejny okrzyk i mocniejszy uścisk na jego obolałym ramieniu.
Z
uchylonych ust wyrywa mu się syk bólu, za który od razu się karci. Nagle coś
ciężkiego ląduje na jego klatce piersiowej, wydzierając mu z płuc ostatni oddech.
Z trudem zmusza się do zachowania świadomości.
—
Ga... jeel... — Urywany szloch dziewczyny, jej łzy na jego szyi i ramiona
starające się go objąć. — Ty żyjesz...
Na
chwilę, jak przez mgłę, ukazuje mu się obraz lśniących, białych motyli i aż się
wzdryga. Odruchowo przyciska do siebie Levy. Chce
zobaczyć, czy nic jej się nie stało, ale dziewczyna nie daje mu się odsunąć.
Trzyma się go kurczowo, jakby się bała, że zaraz gdzieś odejdzie. W tym
drobnym, delikatnym ciele kryje się siła, której nie może pokonać. Wzdycha
tylko i pozwala jej wypłakać się w jego ramię. Wie, że tego potrzebuje, ale
również zdaje sobie sprawę, że mogą nie być tutaj bezpieczni.
W
końcu dziewczyna przestaje drżeć i odrywa się od niego. Dociera do niej, jak
niestosownie się zachowała i na jej policzki wpływa czerwony rumieniec.
—
Przepraszam — szepcze, nie patrząc mu w twarz.
Gajeel
również się podnosi, chociaż z większym trudem. Patrzy na zapłakaną, czerwoną
twarzyczkę Levy i ma ochotę powiedzieć, że nie ma za co przepraszać.
Powstrzymuje się w ostatniej chwili, zdając sobie sprawę, że musiał
naprawdę mocno rąbnąć o ziemię.
Rozgląda
się dookoła, byleby tylko odwrócić od niej wzrok. Są w czymś ukształtowanym na
wzór kanionu. Ściany wznoszą się dobre
kilkadziesiąt metrów, pionowo, w górę. Nie ma szans stąd wyskoczyć,
przynajmniej nie w takim stanie. Wszędzie panuje półmrok, ale nad nimi widać
skrawek błękitnego nieba, na ziemi leży kilka martwych motyli. Jest wczesny poranek.
Mogą
ruszyć na północ., albo na południe. Wybiera północ, nawet nie pytając
towarzyszkę o zdanie.
Podnosi
się powoli i stawia jeden niepewny krok w obranym przez siebie kierunku. Jest
słaby, poobijany, nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Chwieje się niebezpiecznie,
ale sekundę później wyczuwa obok siebie drobne ciało Levy, na którym choć
trochę może się wesprzeć.
—
Mogę ci jakoś pomóc? — Głos dziewczyny ciągle jest zachrypnięty, ale łzy już
wyschły.
Gajeel
odwraca twarz w drugą stronę. Nie znosi czuć się taki słaby, uzależniony od
innych, ale w tym momencie pomoc Levy jest mu prawie niezbędna. Dopóki nie
dojdzie do siebie, nie będzie mógł jej skutecznie chronić.
—
Zjadłbym trochę żelaza — mówi, wbijając wzrok w swoje stopy i nie widzi przez to uśmiechu, który wpływa na usta jego przyjaciółki.
—
Oczywiście. Solidny Rękopis: Żelazo!
Smoczy
Zabójca burczy coś pod nosem, a Levy odbiera to jako podziękowania. Nie potrafi
opisać, jak bardzo jest szczęśliwa, że nic mu się nie stało. Na samo
wspomnienie jego bezwładnego ciała leżącego na ziemi, przeszywają ją zimne
dreszcze. Tak bardzo się o niego bała, pół nocy próbowała go ocucić i prawie
się już poddała, kiedy on w końcu otworzył oczy. Nie chce zostać sama, nie chce
stracić kolejnej bliskiej jej osoby.
Patrzy
na chłopaka opierającego się o nią i ma ochotę znów się rozpłakać. Jest
wyczerpana psychicznie, po raz pierwszy w życiu tęskni za walką, za czymś, co
oderwałoby ją od tych dołujących myśli.
—
Gajeel? — szepcze cichutko, chcąc zwrócić jego uwagę. — Jak myślisz, po co im
Taiyo? Zrobią jej jakąś krzywdę?
Przez
dłuższą chwilę nie słyszy odpowiedzi i już wątpi, że ją kiedykolwiek otrzyma,
kiedy w końcu Smoczy Zabójca postanawia się odezwać.
— Nie
wiem. Mieliśmy ją chronić, ale chyba zawiedliśmy. Miała chyba poważniejsze
problemy, niż podejrzewałem.
Nie
ukrywa przed nią prawdy. Czuje się winny i nie może znieść myśli, że tej
drobnej, niewidomej dziewczynie może coś się stać. Nie ufał jej, ale
to była ich zleceniodawczyni i na dodatek obie dziewczyny bardzo się polubiły,
przez co teraz ma poczucie, że zawiódł podwójnie.
— I
co teraz będzie?
—
Znajdziemy ją! — przekonanie z jakim to mówi, zadziwia nawet jego.
Dalej
szli w milczeniu — ona pogrążona we własnych myślach, on rozglądając się
uważnie w poszukiwaniu zagrożenia. Nagle słyszą jakiś niewyraźny szmer
dobiegający z góry, to znaczy Gajeel słyszy i zwraca na to uwagę Levy. Na tle
jasnego nieba rysują się sylwetki kilku osób. Redfox chwyta dziewczynę w pół i
przyciska ją swoim ciałem do ściany wąwozu, jednocześnie nakazując jej milczeć.
— Nie
ma sensu dłużej tu siedzieć! — krzyczy Natsu, zrywając się na równe nogi. — Już
za dużo czasu zmarnowaliśmy, tkwiąc bezczynnie w jednym miejscu.
Zaczyna
chodzić w kółko i zbierać swoje rzeczy, nie zważając na fakt, że jego pomysł
niezbyt przypadł do gustu pozostałym.
—
Natsu... — zaczyna spokojnie Erza, również się podnosząc. — Nie mamy planu...
Zaatakowali tak niespodziewanie...
—
Mieliśmy pół nocy, żeby coś wymyślić! Ja wymyśliłem! Zniszczymy ich!
Swoimi
krzykami budzi Happy'ego, któremu jako jedynemu udało się zasnąć po ataku
wrogów.
—
Natsu, uspokój się! — Gray też już powoli traci cierpliwość. Ten narwany
płomyczek, chce ich znów wpędzić w jakieś tarapaty. — Zamknij się chociaż i daj
inteligentnym ludziom pomyśleć!
— Ja
tu nie widzę inteligentnych ludzi tylko nadmuchane śnieżne bałwany!
Walka
jest prawie nieunikniona, ale do akcji wkracza Erza. Staje między ciskającymi
błyskawice z oczy chłopcami i obdarza ich zabójczym spojrzeniem, od którego
obaj momentalnie milkną.
—
Natsu ma rację, trzeba wziąć się do roboty, ale też nie możemy działać zbyt
pochopnie. — Jej głos nie zdradza jednak takiego zainteresowania walką, jakby chciała. Jest zbyt zmęczona, tak zresztą jak wszyscy.
Postanawiają,
że najpierw rozejrzą po lesie w poszukiwaniu jakiś śladów.
Zaczyna
świtać, drzewa poruszają się lekko, smagane delikatnym wiatrem. Natsu chce
wyczuć zapach intruzów, ale nie daje rady złapać nawet najmniejszego tropu. Z
czasem zagłębiają się coraz bardziej w las. Z niespodziewanym entuzjazmem
zaglądają za każdy krzaczek, odgarniają najmniejszą gałązkę. Cieszą się, że
wyrwali się z tej ogłupiającej bezczynności.
—
Happy, patrz! Ślimak! Myślisz, że można go zjeść?
— Nie
jest to wprawdzie rybka, ale wygląda smakowicie!
Erza
prawie wybucha śmiechem, słysząc ich rozmowę. Wszystko wydaje się w porządku,
wszystko jest tak jak być powinno. Nie ma nic wyjątkowego w tej sytuacji, ot
kolejna misja z przyjaciółmi, pełna zabawy i śmiechu.
—
Zapytajmy Lucy, czy nie jest trujący! — krzyczy niebieski kocur i czar pryska.
Natsu
ze złością odrzuca biednego ślimaczka na bok i z grobową miną dogania Tytanię i
Graya.
—
Śniła mi się dzisiaj... — mówi.
Przyjaciele
czekają na rozwinięcie tematu, ale Salamander już ich mija. Magowi patrzą sobie
znacząco w oczy i również ruszają na dalsze poszukiwania. Idą w milczeniu dobre
dwie godziny. Happy idzie na końcu i pochlipuje cicho, ale nikt nie wie, jak go
pocieszyć, nikt nie ma nawet ochoty tego robić. Słońce wznosi się coraz wyżej,
odbierając drzewom ich resztki tajemniczości i grozy. Żaden wróg nie
przemknąłby się teraz obok nich
niezauważony, ale i tak nerwy mają napięte do granic możliwości.
Wtedy
Gray przez przypadek staje na jakimś białawym liściu i słyszy dziwny chrzęst.
Zdezorientowany cofa się o krok i patrzy pod stopy. To nie jest biały liść. To
martwy motyl. Przed oczami staje mu chmara motyli unosząca się poprzedniej nocy
z ziemi. Szybko przywołuje do siebie
pozostałych przyjaciół i razem oglądają nieżywego owada. Jego skrzydła są
połamane i pobrudzone ziemią, ale mimo to dalej świeca tym dziwnym
magicznym światłem. Kilka metrów dalej leżą następne dwa motyle, a potem
kolejne. Zaintrygowani biegną przed siebie, nie zważając na hałas, który robią.
Ziemia pod ich stopami staje się coraz bardziej popękana, aż w końcu pojawia
się w niej ogromna szczelina biegnąca na południe. Na jej obrzeżach leży cała
masa martwych, białych owadów.
—
Wygląda, jakby wyfrunęły z tej szczeliny — szepcze zafascynowany Gray.
Wpatrują
się tępo w przepaść zszokowani tym, co widzą. W pewnym momencie Natsu odnosi
wrażeni, że w półmroku wąwozu dostrzega jakiś ruch, jakieś cienie, ale
złudzenie szybko się rozmywa, a on nie chce wznosić niepotrzebnego alarmu.
— Co
to może być? — pyta Erzy.
— Nie
wiem — odpowiada Tytania. — Ale lepiej to sprawdźmy.
Salamander,
nie czekając na dalsze zachęty, wskakuje do wąwozu.
—
Durna zapałka! — wrzeszczy Gray. — Nawet nie pomyślał, że może nie móc się
potem stamtąd wydostać!
I
wskakuje za przyjacielem, żeby go uratować. Erza
z drgającą powieką patrzy na nich i ma ochotę ich zamordować. Dwóch
narwanych idiotów! Jednak w tej chwili nie chce zostać sama i również rzuca się
w przepaść. Później pomyślą, jak się wydostać.
Ta da! W końcu koniec. Trochę mi to zajęło, ale wiadomo - szkoła i te sprawy. Coś mi się zjebało z czcionką... Znowu... Przepraszam, ale chyba nie da się tego naprawić.
Powoli dobijamy do końca tej historii. Jeszcze z 3-4 rozdziały i bum! Mam pomysł na następną, ale nie wiem, czy wam się spodoba, bo mam zamiar pisać o troooochę innych osobach, o paringu,który praktycznie nie ma prawa zostać ziszczony. xD Ciekawe, czy ktoś się domyśli, o kim mówię...
Do następnego ;*
Oj! Napisałam ziszczony, a nie zniszczony. ;) Powinnam chyba użyć słowa zrealizowany. Sorki xD No niestety nie będzie to NaLu, ale spokojnie, 21-22 rozdzialiki + prolog i epilog i wracamy do NaLu. Ale... w trochę innym wydaniu. Mam nadzieję, że przez moje chore wymysły, nie zniechęcisz się do tego bloga. xD
OdpowiedzUsuńYey ! Kolejny rozdział ! :D Jak miło widzieć numer 10 na tym blogu :)
OdpowiedzUsuńKoniec ?! No chyba nie :c ;_; Będę płakać ! Nie chcę płakać ! ;_;
Jeszcze 3 - 4 rozdzialiki ? :< No cóż tak na prawdę jestem bardzo ciekawa końca tej historii co nie oznacza że chcę jej końca ! Jestem nie normalna o.O xD
Hmm... Paring który praktycznie nie ma prawa zostać zrealizowany ? Błagam nie mów że Nali ;_; Bo nie przeżyje ! ;-;
A może... Gray i Erza ?
Albo Gray i Natsu lub też Lucy i Gray >.< Yhh ! Nwm XD
Pozdrawiam :D
Przeczuwam, że finał tej historii będzie niewiarygodnie intrygujący. <3
OdpowiedzUsuńZły Laxus, no proszę. Jak mi jeszcze na koniec wyjedziesz z Laxus x Cana to będę Cię ubóstwiać. Swoją drogą, Ty też masz taką rozterkę podczas dopasowania jakieś partnerki temu blondaskowi? Bo ja na przykład nigdy nie wiem: Cana czy Mirajane? xD
Ojeejku... Wyobraziłam sobie Levy, biedaczkę płaczącą mu tam do ramienia. Swoją drogą, skoro mówisz, że już kończysz to bardzo mnie ciekawi jak zakończysz ich wątek w tej historii. Awwww, z jednej strony nie chcę, żebyś kończyła, ale z drugie... Awwww!
Czyżby 3 nasi muszkieterowie znaleźli Gajeel'a i Levy? :D
Obstawiam, że to będzie Jerza! Proszę...?
Nie wiem, nie mam pojęcia, ale tak uwielbiam ten ich paring, że chciałabym mieć go wszędzie. xD
No nic, życzę Ci powodzenia w pisaniu następnych i zarazem ostatnich rozdziałów tej historii. I wierzę, że mi ich nie zawalisz. Bo Ty nigdy z pisaniem rozdziałów nie zawalasz. al niech Ci się tak odwidzi to tam zajdę.
po Ciebie, rzecz jasna. ;>
Życzę Ci duużo weny moja droga i trochę więcej czasu wolnego, bo sama doskonale Cię rozumiem w tej kwestii.
Pozdrawiam, ślę weny i co najlepsze.
Happy~Chan. ♥
A tak w ogóle to zapraszam w wolnym czasie do siebie :d
Jestem! *płaszczy się jak naleśnik*
OdpowiedzUsuńOstatnio na nic nie mam ochoty, tak bardzo ;_; Taki króciutki rozdział a ja tyle zwlekałam z przeczytaniem. Weź mnie rąbnij >.< Serio mówię, rąbnij, zasługuję!
A, co do rozdziału, to wiesz, ze kocham Twoje opowiadanie, prawda? :3 Niby wiele się nie wydarzyło, a jednak urywek z trzeźwą Caną, wątek z Gajeelem i płaczącą Levy, nawet ta krótka scena ze ślimakiem. O jeny... Wiedziałam, ze Happy palnie coś głupiego Q.Q
I w ogóle, jak to, kończysz powoli?! 3-4 rozdziały? O_O Chcesz, żebym się załamała? :C
Kurde no, nic, pozostaje mi czekać na kolejne rozdziały, a potem na nową historię. :3
Buźka, kochanie :*
Ślę pudło weny!
Nadrabiam wasze zaległości. A tak poza tym to cześć Yin :*
OdpowiedzUsuńWłaściwie przedtem nie miałam czasu specjalnie na czytanie blogów, ale w końcu się zmobilizowałam. Zaczynam powoli to wszystko uzupełniać, prawie bym zapomniała o tej małej przyjemności :*
Lubię gdy Gajeel i Levy występują razem jako nierozłączna para. Jest to według mnie przeciwieństwo NaLu oraz Gruvii w jednym, są ciekawi świata oraz przepełnieni tajemniczością i chyba dlatego kochamy Levy i Gajeela. Mało o nich wiemy, ale ty dajesz więcej możliwości w swoim opowiadaniu - za to ci dziękuję Yin.
Podobał mi się rozdział tak samo jak i poprzednie. Zastanawia mnie co się stało z Tayio i co z nią zrobią, mam nadzieję, że nic złego. Widać, że Levy coraz bardziej kocha Gajeela... to słodkie :)
A ja zapraszam cię serdecznie na moje nowe opowiadanie o Fairy Tail. Mam nadzieję, że spodoba ci się :*
http://smocza-era.blogspot.com/
Borgata Hotel Casino & Spa Announces First
OdpowiedzUsuńBorgata Hotel Casino & Spa, 통영 출장안마 in partnership 양주 출장안마 with Jumba, announced a partnership with Jumba Casino, 경상북도 출장안마 one of the fastest 속초 출장샵 growing online gambling and entertainment 의왕 출장마사지