Pogrążeni w codzienności, zapomnieliśmy o tym, co najważniejsze. Nasze
małe umysły skupiły się tylko wokół dobrze znanej rutyny, unikając nieznanego,
niebezpiecznego. Wyrzuciliśmy siebie nawzajem ze swoich głów, ze swoich myśli,
licząc, że odnajdziemy szczęście w tym, co kiedyś sprawiało nam radość. Jednak
gdzieś w głębi duszy, wiedzieliśmy, że nasze ponowne spotkanie zmieniło
wszystko, zburzyło mur, który budowaliśmy wokół siebie latami. Świadomość, że byliśmy tak blisko, a jednak tak odlegli nie pozwalała nam zmrużyć w nocy
powiek, nie dostrzegając wcześniej swojej twarzy, nie wspominając
najpiękniejszych, spędzonych razem chwil.
,,Wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło"*
Ale czy na pewno?
Stałam przed ogromnym, oświetlonym promieniami słońca domem. Wokół
rozciągał się piękny ogródek, w którym rosło mnóstwo kolorowych kwiatków, a
pomiędzy nimi biegały dzieciaki. Na ławkach ukrytych w cieniach drzew siedziały
kobiety z miłością spoglądające na otaczający je świat, a w szczególności na
maluchy, które co rusz przybiegały, żeby ucałować, którąś z nich w policzek
albo dać do podmuchania rozbite kolanko. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych i
nie po raz pierwszy zastanowiłam się, co takiego mnie tu sprowadziło.
Wśród wszystkich roześmianych postaci zobaczyłam kogoś, kto
zdecydowanie nie pasował do tej sielankowej atmosfery. Był jedyną ciemną plama
w tym pięknym, kolorowym miejscu. Dzieci omijały go z daleka, a matki odwracały
wzrok, gdy tylko napotykały jego spojrzenie. Stał pośrodku ogrodu i uważnie kogoś
wypatrywał. W innych okolicznościach od razu bym rozpoznała jego sylwetkę i
niebieskie włosy, ale dzisiaj mój umysł był okryty tym dziwnym rodzajem mgły,
która odbiera zdolność racjonalnego myślenia i kojarzenia oczywistych faktów.
Dopiero gdy zmrużyłam oczy przed zbyt jasnym światłem i dostrzegłam tatuaż
okalający prawe oko, zdałam sobie sprawę, że to on.
Serce wywinęło mi radosnego fikołka, by po chwili całkowicie stanąć.
Już nabierałam w płuca powietrza, żeby się odezwać, ale uprzedził mnie. Podniósł
twarz ku słońcu i skierował na mnie swoje piękne brązowe oczy. Zawsze krył się
w nich swoisty smutek, który paraliżował mnie i udowadniał, jak mało wiem o
życiu i o wszystkich jego okropnościach. Ten smutek był częścią jego osoby, ale
tym razem nie dostrzegłam go. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się, tak że głos
uwiązł mi w gardle.
— Erza... — szepnął i pewnie bym go nie dosłyszała, gdyby nie lekki
wiaterek, który przyniósł jego słowa do moich uszu. Cienie wokół niego jakby
się rozwiały, promienie słoneczne opatuliły go całego, sprawiając, że wyglądał
jeszcze piękniej. Teraz idealnie pasował do tego miejsca, będącego pewnie
rajem.
Jakiś dzieciak potknął się i wpadł na niego. On chwycił go za ramię,
chroniąc przed upadkiem, i ruszył ku mnie, nie odrywając wzroku od mojej
twarzy.
Poczułam łzy napływające mi pod powieki, ale odgoniłam je kilkoma szybkimi
mrugnięciami. Byłam silną kobietą i taką chciałam pozostać w jego oczach. Nie
miałam zamiaru pokazywać, jak bardzo za nim tęskniłam.
— Jellal... — zaczęłam twardym tonem, gdy był już krok przede mną.
Dalsze słowa zamarły mi na ustach, gdy przeszedł obok, nie zwracając
na mnie najmniejszej uwagi. Odwróciłam się gwałtownie, nie pojmując, co się
właściwie wydarzyło. To, co ujrzałam, wyryło w moim sercu głęboką dziurę. Jellal
stał przed kobietą o czerwonych włosach i przytulał ja do siebie, jakby była
wszystkim, co miał. Nie mogłam wykrztusić słowa, stałam z otwartymi ustami i
prawą dłonią przyciśniętą do policzka. Czułam się, jakby mnie ktoś w niego
uderzył. Był to najboleśniejszy cios, jaki w życiu otrzymałam. Jak bardzo się
myliłam, myśląc, że nic gorszego nie może mnie już spotkać...
Kobieta oderwała się od klatki piersiowej mojego ukochanego i
zobaczyłam, że ona.... jest mną. A dokładniej wyglądała jak ja, bo dopiero po
chwili uświadomiłam sobie, że ma obcięte krótko włosy i bliznę ciągnącą się od
grzbietu nosa ku miejscu tuż poniżej lewego oka. Erza Knightwalker.
Przez myśl mi przeszło, że może to nie był mój Jellal, tylko Mystogan,
że może jesteśmy w Edolas, ale szybko odrzuciłam od siebie ta myśl. To był mój
Jellal, tylko on potrafił się tak uśmiechnąć.
Przyglądałam się ich twarzom, kiedy usiedli na drewnianej, skąpanej w
słońcu ławeczce. Nie odrywali od siebie wzrok, ciągle trzymali się za
ręce. Wyglądali na niewiarygodnie szczęśliwych. To wtedy zdałam sobie sprawę,
że gdyby Jellal wybrał mnie i tak nie dane by nam było zaznać takiego spokoju,
jakiego doświadczają ci dwoje. Nasza wspólna przeszłość, problemy życia
codziennego, gildia, żal, który wciąż noszę głęboko w sercu, tworzyły między nami
barierę, umacniającą się każdego dnia. Wieczny smutek w jego oczach nie był
wcale taki wieczny, to ja nie potrafiłam go wyrzucić z tego spojrzenia.
Otaczając nas dźwięki ucichły, nawet wiatr odszedł w zapomnienie.
Powiodłam wzrokiem po okolicy. Wciąż byliśmy w tym przepięknym ogrodzie, ale
wszyscy pozostali zniknęli. Kątem oka dostrzegłam ostatnią z kobiet
przekraczającą próg wielkiego domostwa. Uśmiechała się, jakby chciała zapewnić
parze chwilę samotności. Ja nie potrafiłam zdobyć się na tak honorowy gest,
wolałam tu stać i patrzeć na nich, łamiąc sobie serce, ale im widocznie nie
przeszkadzałam.
— Długo się nie widzieliśmy, najdroższy — szepnęła Knightwalker i
położyła dłoń na policzku Jellala, mojego Jellala.
Wciąż myślałam o nim jak o swojej własności. I choć bardzo chciałam,
nie potrafiłam przestać.
— Też tęskniłem — odparł, zamykając oczy i wtulając twarz w jej dłoń.
— Coś się w tym czasie wydarzyło?
Tajemniczy uśmiech wykwitł na wargach, których kształt tak dobrze znałam,
oglądałam je przecież codziennie w lustrze. Tyle razy, stojąc wieczorem w
łazience, dotykałam ich opuszkami palców i czułam to delikatne muśnięcie jego
ust, które nigdy nie przerodziło się w prawdziwy pocałunek.
,,Uważałeś, że nie
jesteś mnie godzien, ale może w głębi duszy nigdy mnie nie kochałeś. —
pomyślałam z żalem. — ,,Może po prostu chciałeś mi wynagrodzić wszystkie
wyrządzone krzywdy, odrobiną nadziei."
— Za sześć miesięcy będziemy mieli gościa — powiedziała Erza, delikatnie się rumieniąc.
Jellal popatrzył na nią z lekkim zdziwieniem, a potem zmarszczył brwi.
— Ktoś po ciebie przybywa? — zapytał, wyraźnie spięty. — Przecież
mówiłaś, że tam nie wracasz.
Dziewczyna wybuchła długim radosnym śmiechem. Jellal, patrząc na nią,
trochę się rozpogodził, ale wciąż widziałam mięśnie prężące się pod ubraniem, w
każdej chwili gotowe do walki.
Knightwalker wstała i podała dłoń siedzącemu przed nią mężczyźnie. Ten
przyjął ja bez słowa i ruszyli w stronę wyjścia z ogrodu, zostawiając za
plecami przepiękny dom.
Czułam się jak intruz, ale nie mogłam się zmusić, żeby za nimi nie
pójść. Stawiałam kroki wyjątkowo głośno, modląc się, żeby mnie zobaczyli.
Niestety, oni zajęci byli tylko sobą. Przez kilka chwil rozmawiali o czymś,
śmiejąc się głośno, podczas gdy ja płakałam w duchu i błagałam o litość. Każde
słowo wydobywające się z ich ust, każde delikatne otarcie się ich ciał, każde
ukradkowe spojrzenie było dla mnie, jak sztylet bezlitośnie wbijający się w
moją umęczoną duszę. Chciałam krzyczeć, ale ktoś zamknął mi usta niewidzialna
ręką, chciałam uciec jak najdalej stąd, ale ktoś przykuł moje nogi do ziemi.
Nie mogłam nawet odwrócić wzroku, kiedy ich usta złączyły się w pocałunku,
którego mi nigdy nie przyszło w pełni zasmakować. Nawet łzy nie usiłowały się
wedrzeć pod moje powieki. Zostałam ze wszystkim sama.
— Więc... Kto przybywa? — zapytał Jellal, wciąż trzymając dłonie na
biodrach mojej odpowiedniczki.
Ta delikatnie się od niego odsunęła i zajrzała mu głęboko w oczy.
Potem przeniosła znaczące spojrzenie na swój brzuch i położyła na nim dłoń.
Fakt, który chciała przekazać dziewczyna, dotarł do mnie chwilę przed
tym, jak zrozumienie pojawiło się w oczach Jellala.
— Kocham pana, panie Fernandes — powiedziała, nie mając śmiałości, aby
na niego spojrzeć.
— Ja panią też, panno Erzo Knightwalker. — Te słowa zmyły resztki
mojej nadziei. Gdzieś daleko, na skraju świadomości wmawiałam sobie, że pomylił
ją ze mną, że ta kobieta oszukała go, ale teraz już wiedziałam, że to nieprawda. Ostatnie koło ratunkowe zostało mi zabrane, osunęłam się w gęsty ocean
żalu i strachu...
Gwałtownie usiadłam na łóżku, z ustami otwartymi w niemym krzyku i
dłońmi zaciśniętymi w pięści. Rozejrzałam się dookoła, by po chwili uświadomić
sobie, że jestem we własnym pokoju.
Odetchnęłam głęboko, ale i tak nie mogłam się uspokoić. Ciągle miałam
przed oczami rajski ogród i zakochaną parę w nim. Trzęsącymi się dłońmi chwyciłam mój miecz leżący przy łóżku i podmieniłam jedwabną koszulę nocną na zbroję. W
tym stroju czułam się bezpieczniej. Kiedyś wydawało mi się, że nikt nie może
mnie zranić, ale teraz wiedziałam, że ból duszy jest dużo gorszy niż cielesny.
Moje zbroje były tylko nieudolną próbą ochronienia swojego serca, murem, za
którym każdego dnia chowałam się i umacniałam go. Przycisnęłam do piersi swój miecz,
tak jak niektórzy przytulają misie, i położyłam się z powrotem na łóżku.
Ten sen pokazał mi, jak daleko byliśmy. Moja duma nie pozwalała mi
znaleźć go i powiedzieć, co naprawdę czuję. Knightwalker nie miałaby takiego
problemu. Kiedy uświadomiła sobie, że walczyła po złej stronie jej duma została
poważnie nadwyrężona. Miała otwarty umysł i serce, podczas gdy ja ciągle
zmagałam się z demonami własnego honoru. I choć dobrze wiedziałam, że to mogło
odebrać mi szansę na szczęście, to nie potrafiłam zmienić swojego zachowania.
Zdawałam sobie sprawę, że jutro wstanę i, mimo łez, które dzisiejszej nocy
potoczą się jeszcze po moich policzkach, nadal będę tą silną i twardą Erzą.
Erzą wojowniczką.
Wspomnienia tego snu jeszcze długo będą nawiedzać mnie o każdej porze
dnia, ale...
,,Wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło"
Oby to była prawda.
Pogrążeni w codzienności, zapomnieliśmy o tym, co najważniejsze. Żal i
lęk skutecznie uniemożliwiły nam szczerą rozmowę. Duma z każdym kolejnym dniem
przecinała kolejne łączące nas więzi. Gdybyśmy nie myśleli o sobie tak często,
podstępny czas zatarłyby obrazy naszych twarzy nawet we wspomnieniach, które
dzieliliśmy razem.
A mimo to wciąż wierzymy, że nadejdzie dzień, w którym
spojrzymy sobie w oczy i powiemy: ,,Na zawsze..."
*cytat pochodzi z mojej ukochanej książki, którą niektórzy z Was może znają. Jej tytuł to ,,Marina", a autorem jest niezrównany Zafón. Szczerze polecam. <3
Ubóstwiam pisać one-shoty. A ostatnio mam trochę weny (nie chce się uczyć). Mam nadzieję, że Was zbytnio nie zanudziłam. Pod koniec tygodnia postaram się jeszcze wstawić rozdział głównej historii.
Z dedykacją dla Rogatej Aimi.
Krótkie, treściwe i piękne. Na początku wydawało mi się, ze zrobiłaś z Erzy ducha lub coś w tym rodzaju, i aż mnie serducho rozbolało, czytając co dziewczyna przezywa. Okazało się to snem, lecz nie różniło wiele od rzeczywistości. Wspaniałe pokazanie Erzy i tego, z czym się zmaga a co nie pozwala jej na otwartą rozmowę z ukochanym.Oj, Yin, zaraz idę zamówić one-shoota dla siebie, a co! Jestem zachwycona tą partówką, taka melancholijna i zgrabne ułożona... Nie przestawaj pisać, Yin, wychodzi to naprawdę świetnie :*
OdpowiedzUsuńAye! Kya!
OdpowiedzUsuńKocham Cię!
Kiedy to tak czytałam to zaczęłam się zastanawiać co by powiedział Mashima-sensei, gdyby przeczytał ten One-Shot. Pewnie by mu mina zrzedła. :D
Ojejciu, koniec był taki... Smutny... Pobudka, cierpki żal w sercu i łzy, nic za czym można by tęsknić... Świetnie to napisałaś, czekam na więcej i przepraszam za kolejny przestój w komentowaniu Twoich rozdziałów. Nadrobie! ;u;
Dobranoc i pozdrawiam! ;**
*zieeeew*
OdpowiedzUsuńOświadczam, że Jerza też mi się znudziła ;_; (Pierwsze znudzenie: NaLu)
Nie czepiam się opowiadanka, było świetne, ładny cytat i fajny sen Erzy... Tylko ja bym napisała jeszcze tak:
" Gwałtownie usiadłam na łóżku, z ustami otwartymi w niemym krzyku i dłońmi zaciśniętymi w pięści. Rozejrzałam się dookoła, by po chwili uświadomić sobie, że jestem we własnym pokoju.
Odetchnęłam głęboko, ale i tak nie mogłam się uspokoić. Ciągle miałam przed oczami rajski ogród i zakochaną parę w nim. Powoli obróciłam głowę w stronę sąsiedniej poduszki. Znowu odetchnęłam z ulgą. Jellal tam był, uśpiony, nie zdając sobie sprawy z mojego sennego koszmaru. Delikatnie odgarnęłam mu włosy z twarzy i uśmiechnęłam się."
xD Po prostu lubię, jak w one-shotach są razem ^^
A tak w ogóle... To już mi się znudziło to ciągłe ględzenie o "wybaczeniu", "niepokoju", "tęsknocie", "zapomnieniu" i ogólnej trzęsącej się galarecie uczuć w Jerzie. Dużo bardziej wolałam tamten 18+. Tam było przynajmniej do rzeczy xD
Może dlatego lubię GaLe. Jest takie... niezwykłe?
Dobra, kończę filozofować. Naprawdę fajne, tylko gdyby było o jakimś innym paringu. No ale to tylko zdanie dziewczyny znudzonej Jerzą, więc nie przejmuj się ^^
Ach, Yin, wróciłam! W końcu. C:
OdpowiedzUsuńOne-shot wyszedł Ci piękny. Tak jak Rhan, na początku sądziłam, że Erza umarła i widzi może jakąś alternatywną rzeczywistość. Potem jednak zdałam sobie sprawę, że pewnie śni.
One-shot pięknie napisany, zgrabnie i ciekawie. :D Tak pięknie opisujesz emocje. :3
Czekam na więcej! :)
P.S U mnie nowy rozdział na Kronikach - informuję, żebyś znowu nie miała wielkich zaległości. :D
Hej, zapraszam do zapisania się do spisu blogów :)
OdpowiedzUsuńhttp://wykaz-opowiadan.blogspot.dk/