No i oto ten obiecany one-shot, zaczęty pisać kilka miesięcy temu, dokończony w niedzielę.
Od razu uprzedzam, że (jak wskazuje sam tytuł) jest to druga część one-shota, którego kiedyś, dawno temu wstawiłam. Jakby ktoś nie czytał, albo chciał sobie odświeżyć, to pierwsza część jest tu cz.1. Za zrytą psychikę nie odpowiadam. Obie części czytasz na własną odpowiedzialność.
W gildii panował charakterystyczny dla niej harmider.
Wszędzie latały stoły, krzesła, kufle i inne przedmioty. Każdy darł się ile sił
w płucach, wydawał okrzyki bojowe, kibicował swojemu przyjacielowi. Jednak mnie
dzisiaj do tego wszystkiego nie ciągnęło. To dziwne, bo uwielbiłem bijatyki.
Zawsze byłem tam, gdzie można było komuś przyłożyć. To, że należałem do Fairy
Tail, było najlepszym tego dowodem. Ale w tej chwili w głowie siedziała mi
tylko jedna myśli: Gdzie jest Lucy?
Zazwyczaj o tej godzinie siedziała przy barze i
rozmawiała z Mirajane. Czyżby wczorajszy wieczór aż tak nią wstrząsnął?
Przecież nic takiego się nie wydarzyło. Przyznaję, zagalopowałem się trochę,
ale w porę opanowałem sytuację. No dobra, gdybym jej nie oparzył, to może
doszłoby do czegoś więcej...
Ogarnij się! Do niczego więcej nie miało prawa dojść,
ona jest twoją przyjaciółką.
Jak ja w ogóle mogłem zrobić jej krzywdę? Umiem
zapanować nad swoją mocą. Co się właściwie wtedy wydarzyło? Wystarczy
przypomnieć sobie tamtą plątaninę zmysłów, emocji, odczuć i ciał, aby odpowiedź
nasunęła się sama. Nie myślałem o tym, co robię, wszystko wydawało się
rozmazane. Dokładnie zapamiętałem tylko jej ciało, każą wypukłość, rozchylone
wargi, delikatnie dłonie na moich plecach i sposób w jaki wyginała plecy pod
wpływem mojego dotyku. Na samo wspomnienie przeszły mnie ciarki. Niewiele
brakowało, a odwróciłbym się wtedy i z powrotem wskoczył do jej mieszkania,
niewiele brakowałoby, a zrobiłbym to nawet w tej chwili. Jednak świadomość, że
mój ogień ja oparzył, skutecznie zahamowała wszelkie moje zapędy. Co jeśli
obniosła jakieś poważniejsze obrażenia? Co jeśli zorientowałem się w sytuacji
za późno i oparzyłem ją jeszcze w innych miejscach? Nasze ciała stykały się w
tak wielu punktach... Na samo wspomnienie ogarnęły mnie dziwne dreszcze.
Moje rozmyślanie przerwał trzask zamykanych drzwi.
Odwróciłem głowę w tamtą stronę i zobaczyłem ją idącą wolnym krokiem w stronę
baru. Napotkała moje spojrzenie i zatrzymała się gwałtownie. Na jej policzki
wpłynął krwistoczerwony rumieniec, spuściła głowę na wspomnienie wczorajszej
nocy i wznowiła marsz, jednak tym razem szła niepewnie.
— Hej... — szepnęła cichutko, wsuwając się na stołek
obok.
Wbiłem wzrok w blat przed sobą i wciągnąłem głośno
powietrze.
— Lucy... — zacząłem, nie za bardzo wiedząc, co
powinienem powiedzieć.
— Nie ma sprawy, nic się nie stało! — wykrzyknęła
szybko, machając mi przed twarzą dłońmi i pokazując białe zęby w wymuszony
uśmiechu. — Naprawdę nie ma, o czym mówić.
Podniosłem na nią wzrok, napotkałem jej spojrzenie i
zdałem sobie sprawę, że również powinienem zagrać w jej grę.
— No oczywiście, że nic się nie stało! —
Wyszczerzyłem się do niej.
Oboje wiedzieliśmy, że robimy dobrą miną do złej gry,
ale nie było innego wyjścia. Byliśmy przyjaciółmi i nie chciałem, żeby to się
zmieniło przez jedną chwilę zapomnienia.
— Lucy! Natsu! — Usłyszeliśmy krzyk Miry, która
leciała do nas z kartką papieru wysoko uniesioną nad głową. — Mam dla was
idealne zadanie. Wystarczy akurat na czynsz dla Lucy.
Była strasznie podekscytowana i nie miałem serca jej
odmówić, więc po prostu wziąłem od niej kartkę, nawet nie patrząc, czego
dotyczyło zadanie. Wszystko się we mnie gotowało, wnętrzności skręcały się na
samą myśl o wyprawie sam na sam z blondynką, ale nie odezwałem ani słowem. Odwróciłem
głowę w bok i zauważyłem Graya, który bezczelnie siedział przy stoliku i
popijał jakiś napój. W jednej chwili podskoczyłem do niego i uderzyłem go
pięścią w twarz, rozpoczynając kolejną bijatykę.
Kątem oka dostrzegłem Lucy chowającą się za ladą i
przez chwilę miałem wrażenie, że nic się nie zmieniło, że wszystko jest tak,
jak być powinno. Jednak to złudzenie zniknęło wraz z pojawieniem się Erzy i
końcem bójki. Niestety...
Bez słowa wyszedłem z gildii, a Lucy ruszyła za mną.
Z twarzy nie schodził jej wymuszony uśmiech i była wyjątkowo spięta. Wczoraj
wieczorem jakoś nie przeszkadzała jej moja obecność...
Jęknąłem cicho i uderzyłem otwartą dłonią w czoło. Te
wspomnienia chyba nigdy nie wyjdą z mojej głowy. Im bardziej starałem się ich
pozbyć, tym mocniej wbijały się w moje myśli.
— Natsu? — Chłodna dłoń Lucy spoczęła na moim
ramieniu. — Wszystko w porządku?
Zacisnąłem zęby, tłumiąc wszystkie niechciane reakcje
ciała spowodowane jej dotykiem. Wyszczerzyłem się do niej, jednocześnie
odsuwając na bezpieczną odległość.
— Oczywiście!
Dopiero teraz uświadomiła sobie, co zrobiła i
gwałtownie cofnęła się o krok.
— Ta misja to chyba jednak zły pomysł — szepnęła,
wbijając wzrok w swoje stopy. — Może powinniśmy jednak wrócić.
Oczyma wyobraźni ujrzałem te zdziwione spojrzenia
przyjaciół, z których zaraz wylęgłoby się z milion plotek. Nie wiedzieć czemu,
nagle zacząłem się nimi przejmować. Może w głębi duszy wiedziałem, że niektóre
z nich mówiłyby prawdę...
— Nie! — odpowiedziałem szybko. — Patrz! Widzisz to
drzewo? Wygląda zupełnie jak Happy!
Zanim zdążyła powiedzieć choćby słowo, chwyciłem ją
za ramię i pociągnąłem w stronę rośliny, która w najmniejszym stopniu nie
przypominała kota, a raczej rozlazłą kupkę masła.
— Idiota — stwierdziła z politowaniem Lucy, kiedy dotarliśmy
na miejsce, a ja zacząłem z zainteresowaniem oglądać pień drzewa.
Reszta dnia minęła zwyczajnie, tak jak zawsze.
Szliśmy przed siebie, kłócąc się o różne durnoty, Lucy trochę ponarzekała, ja
się wydurniałem. Wszystko tak, jak powinno być, jakby wczorajszego wieczoru nie
było.
Problemy zaczęły się dopiero, kiedy złapał nas
zmierzch. W samym środku lasu. Cudownie.
Dziewczyna przysunęła się bliżej mnie, zaniepokojona
dziwnymi odgłosami. Po kilku minutach przedzierania się przez gąszcz, znaleźliśmy
niewielką polankę, na której mogliśmy spędzić noc. Nazbierałem trochę suchych
gałęzi i rozpaliłem ognisko. Lucy usiadła tuż przy nim, aby się trochę
rozgrzać. Ja znalazłem sobie miejsce na samym skraju polanki nie po raz
pierwszy zastanowiłem się, dlaczego nie ubierała się cieplej. Jej ubrania
więcej odkrywały, niż zasłaniały. Nie żeby mi to przeszkadzało... Moją twarz
pokrył rumieniec i w tym momencie byłem naprawdę szczęśliwy, że siedzę tak
daleko od ogniska.
— Natsu? — odezwała się nagle blondynka. — Chyba
powinniśmy porozmawiać...
No i to są te problemy z dziewczynami — zawsze chcą
rozmawiać, chociaż definitywnie nie ma o czym. Mimo to przysiadłem się bliżej i
spojrzałem na nią pytająco. Wbijała wzrok w ognisko i była cała czerwona. Ha!
Nie tylko ja dziwnie się czułem w tej sytuacji. Ta świadomość niebywale mnie
ucieszyła.
— O czym? — zapytałem w końcu z debilnym uśmiechem na
mordzie.
— O... o tym c...co się wydarzyło — odpowiedziała,
czerwieniąc się jeszcze bardziej, co wydawało się praktycznie niemożliwe.
— A co się wydarzyło? — zapytałem, dalej udając
kretyna, którym w rzeczywistości chyba byłem.
W porę zdążyłem uskoczyć przed jej dłonią pędzącą ku
mojej twarzy. Mało brakowało, a wylądowałbym prosto w ognisku. Roześmiałem się
jak dziecko, ale w duchu postanowiłem, że więcej nie będę jej dzisiaj
prowokować, bo może sięgnąć po cięższą artylerię, na przykład po jakiegoś
drąga, których tutaj nie brakuje.
— To nic nie zmieni między nami, prawda? — Skierowała
na mnie swoje wielkie, brązowe, lśniące od łez oczy.
— Oczywiście, że nie! — oświadczyłem z większą
pewnością, niż ta, którą w rzeczywistości czułem. — To była tylko głupa zabawa!
— Tak! Tylko zabawa! Głupia, dziecinna zabawa!
Rzuciła się na moją szyję, prawie mnie przewracając.
Gdzieś w głębi mojego umysłu zaświtała myśl, że ,,dziecinną zabawą" tego
nazwać na pewno nie można, bo dzieci tak się nie bawią, ale uciekła zbyt
szybko, bym mógł podzielić się nią z Lucy. Zresztą w głowie mi było teraz coś
zupełnie innego. Nie zastanawiając się długo, odwzajemniłem uścisk dziewczyny,
a potem ją pocałowałem. Znowu. Nie wiem, dlaczego. Tak po prostu. Na początku zamarła ze zdziwienia, ale szybko
doszła do siebie i odsunęła się pośpiesznie.
— Nienawidzę cię... — szepnęła, po raz kolejny
rumieniąc się.
— Wiem — odpowiedziałem nadzwyczaj spokojnie.
— Kocham cię.. — Ten sam bezbarwny ton, ten sam cichy
głos, zupełnie przeciwne znaczenie, a jednak tak podobne.
— Wiem. — O dziwo to była prawda. Wiedziałem, że mnie
kocha, ja też ją kochałem. Ta świadomość kryła się głęboko w mojej duszy i
dopiero teraz wyszła na powierzchnię.
Obudziłem się równo ze wschodem słońca. Lucy już nie
spała, dalej leżała przytulona do mnie, ale kiedy zauważyła, że mam otwarte
oczy i przypatruję się jej, postanowiła się podnieść. Nie pozwoliłem. Objąłem
ją mocniej ramionami, prawie miażdżąc jej delikatne żebra i pocałowałem w
szyję, tuż nad wyraźnie zarysowanym obojczykiem.
— Natsu, misja...— zdołała wyszeptać.
— Zaczeka, mamy tu ważniejszą rzecz do załatwienia.
— Ty nigdy nie dorośniesz — mruknęła, lecz przestała
się szarpać.
Może i miała rację, ale ponosiła za to znaczną część
winy. To właśnie przez nią jeszcze bardziej polubiłem zabawy.
O my god!! To najlepszy one shot jaki czytałam!! Tyle słodycze i śmiechu po prostu idealne połączenie !! Życzę weny do dalszego pisania bo bardzo mi się to podobało :-D
OdpowiedzUsuńKyaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaah
OdpowiedzUsuńMoja reakcja po przeczytaniu.
Nie
Mogę
Przestać
Piszczeć
To
Było
Za
Słodkie
!!!
"Debilny uśmiech na mordzie" rozwala system.
Ja chcę dalej xddd
OdpowiedzUsuńDruga część one-shota równie fajna co pierwsza. ;) Natsu jest w twoim wykonaniu po prostu uroczy. <3
OdpowiedzUsuńPostaram się zaraz też przeczytać wcześniejsze rozdziały głównej historii. :D
To było boskie <3 I to stwierdzenie na końcu "To właśnie przez nią jeszcze bardziej polubiłem zabawy." Hahahaha xD Nie wstaję z podłogi.
OdpowiedzUsuńNatsu tutaj miał naprawdę głębokie przemyślenia O.o Ale szkoda, że nie wyznali sobie miłości czy coś... ale w sumie naprawdę ładnie to ujełaś (przepraszam - Natsu ujął), że tak naprawdę to oboje od dawna już wiedzieli, że są w sobie zakochani <3 Awwww <333 Chcę więcej xD
Szczałka w góre dziewczyno B)
OdpowiedzUsuń