Lucy
W moim sercu zaczyna rodzić się panika. Hakko Cho dorwało Taiyo. Jak
to możliwe? Przecież z Gajeelem i Levy powinna być bezpieczna, moi przyjaciele
nie pozwalają, żeby komukolwiek stała się krzywda. Chyba że ich także
zaatakowano. A nawet jeśli nie, to pewnie teraz zmierzają tu, aby odbić
niewidomą dziewczynę. Na samą myśl, że mieliby zmierzyć się z tą przeklętą
gildią, mój żołądek zaciska się w supeł. Oni nie wiedzą, do czego zdolny jest
przeciwnik, nie zdają sobie sprawy, jakiej niegodziwości jest w stanie się
dopuścić.
— Boże, nie... — szepczę błagalnie, wznosząc twarz ku niebu. — Proszę,
spraw, żeby nas nie znaleźli.
Czuję się jak potwór, ale wolę stracić Taiyo niż któregokolwiek z
moich przyjaciół. Nie potrafię wyobrazić sobie twarzy członków gildii, gdyby
dowiedzieli się, że kolejny z nas nie żyje.
— Oni idą w stronę jaskini, do której chciałam dotrzeć, aby cię
przywołać — mówi cicho Taiyo i podnosi się.
Mężczyźni z Hakko Cho również wstają. Jeden z nich podchodzi do
dziewczyny i, chwytając ją z wahaniem pod łokieć, delikatnie ciągnie w
kierunku, który powinni obrać.
— Wszystko będzie dobrze! — krzyczę, kiedy odchodzą kilka metrów
dalej, ale odpowiada mi tylko smutny uśmiech.
Laxus prawie biegnie za lecącym między drzewami kocurem. W normalnych
okolicznościach uważa nawet szybki chód za coś uwłaczającego jego godności, ale
dzisiaj nie przejmuje się reputacją.
Najważniejsza jest rozgrzewająca krew w żyłach chęć zemsty. Czuje niemal małe
wyładowania magii pobudzające ciało do szybszego ruchu. Tylko czekają, aby
wydostać się na zewnątrz, aby zniszczyć kogoś, kto zabił jednego z bliskich mu
ludzi, kto ośmielił się tak zlekceważyć Fairy Tail.
— Już niedaleko! — krzyczy Happy, odwracając się do niego. — Zaraz
będziemy przy wąwozie.
Laxus rozgląda się z dookoła z obojętnym wyrazem twarzy. Ten las z
pozoru wydaje się taki jak wszystkie, ale jeśli dostatecznie wytężyć zmysły,
można wyczuć odór zniekształconej magii. Coś trzeszczy pod jego stopą, kiedy
spogląda w dół dostrzega połamane skrzydła dużego, białego motyla. Ze
zniesmaczeniem wyciera podeszwę buta w trawę i rusza dalej. Jednak im dalej
idzie, tym więcej ciał owadów dostrzega. Są znacznie mniejsze od tego
pierwszego i na pewno nie wydawałyby takiego upiornego dźwięku, gdyby na nie
nadepnąć, ale Laxus stara się je omijać, póki to możliwe. Potem po prostu nie
patrzy pod nogi. Ten biały kolor wydaje się całkowicie do nich nie pasować.
Smoczemu Zabójcy wydają się nieczyste.
W oddali dostrzega sylwetki kilku osób, mimo że widzi różową czuprynę
i jest świadomy, że powinien ją rozpoznać, to jego mięśnie od razu napinają
się, gotowe do walki, a umysł opracowuje plan ataku.
— To oni! — mów szczęśliwy Happy.
Laxus mruga kilka razy i dziwna mgła, która otoczyła wcześniej jego
umysł, ulatnia się niezauważona, tak jak przybyła. Mężczyzna nabiera w płuca
powietrza i wypuszcza je ze świstem. Zaciska na chwilę powieki, czując nagłe
zmęczenie.
,,Co się ze mną dzieje?" — myśli, zwalniając.
Mimo wszystko chce pokazać się przyjaciołom, jako niczym niewzruszony,
potężny.
Erza odwraca głowę w jego stronę i na chwile ich spojrzenia się
spotykają. Widzi w jej oczach tą samą chęć mordu, która przyśpiesza bicie jego
serca. Zapowiada się ciekawa walka.
Lucy
Wyobrażam sobie zielone tęczówki Natsu i moja dusza sama rwie się w
jego kierunku. Uśmiecham się do siebie, gdy otwieram oczy i widzę go idącego
miedzy Erzą a Grayem. Potem dostrzegam jeszcze Gajeela, Levy, Laxusa i Juvię.
Marszczę brwi, nie rozumiejąc, co się dzieje, ale zaraz dociera do mnie, że są
bezpieczni i mam ochotę popłakać się ze szczęścia. Przechodzą obok mnie i suną dalej w głąb coraz ciemniejszego lasu.
Zaciskam usta w cienka kreskę i ruszam za nimi. Tak bardzo chcę, żeby
wiedzieli, że tu jestem, że zawsze będę przy nich, że nigdy ich nie opuszczę.
Ale nie mogę zrobić nic, aby ich uświadomić. Podbiegam do Natsu i wsuwam się
pomiędzy niego, a Erzę.
Nikt się nie odzywa, wszyscy rozglądają się dookoła z czujnością godną
najgroźniejszego drapieżnika. Każdy najmniejszy szmer jest wychwytywany przez
ich uszy. Nawet Levy ma zacięty wyraz twarzy. Wiem, co się dzieje — szykują się
do bitwy. Pewnie idą uwolnić Taiyo. Moi przyjaciele nigdy nie pozwalają, żeby
niewinnym osobom działa się krzywda.
Wzdycham cicho i zaciskam powieki. Jeszcze bardziej chcę, żeby
wiedzieli, że tu z nimi jestem, że ich wspieram. Bezradność jest taka
irytująca.
Nagle z gardła Natsu wyrywa się głośny warkot. Zanim zdążę otworzyć
oczy wszyscy stoją w kręgu wokół mnie i są gotowy do walki. Wrogowie otoczyli
nas ze wszystkich stron. Nie wiem, jak udało im się tego dokonać i pozostać
niezauważonymi przez dwóch Smoczych Zabójców. Przypomina mi się chytry wyraz
oczu człowieka, który mnie zabił i moje serce ponownie ogarnia strach. Jednak
wiem, że Natsu nie da się dwa razy złapać w tą samą pułapkę, teraz już nie
pozwoli, żeby cokolwiek stało się kolejnemu z jego przyjaciół. Przeciwników
jest znacznie więcej niż nas, jednak wydają się dziwnie przestraszeni.
Pierwsza fala ataków nadchodzi z prawej. Erza od razu rusza do przodu,
błyskawicznie podmieniając zbroję i jednym ciosem zmiatając kilku wrogów. Po
chwili wszyscy rzucają się w wir walki z
zawziętością charakterystyczną dla naszej gildii. Zazwyczaj staram się unikać
bitew jak ognia, nie lubię przemocy, ale dzisiaj patrzę jak zaczarowana na
płynne ruchy wojowników i magie unoszącą się dookoła. Przede mną pojawia się
Levy. Walczy z jakimś wielkim mężczyzną, który raz po raz ciska w nią smugami
gorącego piasku. Dziewczyna osłania twarz przed ostrymi drobinkami, jednak silny
wiatr przesuwa ją kilka centymetrów w tył. Jej usta poruszają się prawie
niedostrzegalnie, a dłonie kreślą malutki znak. Ogień powala mężczyznę , ale ja
już tego nie widzę. Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Patrzę na nóż
lecący w stronę niczego nieświadomej przyjaciółki i krzyk, którego i tak nikt
by nie usłyszał, zamiera mi w gardle. Zanim Levy odwraca się w stronę swojego
następnego wroga, znikąd pojawia się Gajeel. Chwyta nóż w locie, jakby był
zwykłym patykiem, wsadza go sobie do ust i odgryza całkiem spory kawałek.
Uśmiech, którym potem obdarza moja przyjaciółkę, jest tak intymny, że czuję
się, jakbym naruszyła ich prywatność samym patrzeniem. Levy czerwieni się jak
burak i spuszcza nisko głowę.
Smoczy Zabójca podchodzi do niej wolnym krokiem, przy okazji posyłając
w powietrze kilku mężczyzn, którzy próbowali mu zagrodzić drogę. Zachowują się,
jakby byli tutaj sami. Nie zwracają uwagi na szalejąca wokół walkę, a walka nie
zwraca uwagi na nich. Wszystkie odgłosy cichną.
Wiem, że nie powinnam na to patrzeć, ale nie umiem odwrócić wzroku.
— Powinnaś bardziej uważać — mówi ponurym głosem Gajeel, nie patrząc
jej w oczy. — Następnym razem może nie być mnie w pobliżu.
Levy czerwieni się jeszcze mocniej i stoi tak dopóki Smoczy Zabójca
nie potarga jej włosów i nie wyminie, uderzając przeciwnika, który chce się do
nich zbliżyć za plecami dziewczyny.
Czas znowu płynie normalnym tempem, walka toczy się równie zaciekle jak
przed chwilą, a ja nie mogę się ruszyć, ogarnięta irracjonalna tęsknotą za
czymś, czego nigdy nie miałam. Chowam twarz w dłoniach i próbuje się opanować.
Jestem zazdrosna,tylko nie potrafię stwierdzić o co. Trwam w dziwnym
odrętwieniu, siłując się z własnymi myślami, a bitwa powoli dobiega końca. Nie
muszę podnosić wzroku, żeby wiedzieć, że wygraliśmy. Słyszę śmiech odgłosy
kłótni między Natsu a Grayam i mam pewność, że nikomu nic się nie stało.
— Ale gdzie jest Taiyo? — pyta Levy cichutkim głosem, który przywołuje
mnie do rzeczywistości szybciej niż kubeł zimnej wody.
Wszyscy milkną, dopiero teraz zdają sobie sprawę, że to jeszcze nie
koniec.
— To by było za proste — myśli na głos Erza. — Wasza przyjaciółka
powinna być z nim. — Mogli wziąć ze sobą kilku lepszych ludzi, ale wątpię, żeby
było ich dużo.
— Rozgromiliśmy tutaj całkiem niezłą grupkę, gehe — odzywa się Gajeel.
— Jednak musimy się mieć na baczności — stwierdza Gray. — Nigdy nie
wiadomo, czy nie maja asa w rękawie.
Wszyscy rozważają jego słowa w milczeniu oprócz Juvii, która dopada
ukochanego i zaczyna zachwycać się jego inteligencją.
Po jakimś czasie Erza stwierdza, że powinni ruszyć dalej i w końcu
rozprawić się z tą przeklętą gildią. Idę za nimi jak duch, którym chyba w
rzeczywistości jestem. Ciągle nie mogę pozbyć się z żołądka tej dziwnej
tęsknoty, a kiedy patrzę na Natsu ona jeszcze się pogłębia. O co mi właściwie
chodzi? Widocznie stan śmierci mi nie służy, coś złego się ze mną dzieje. Aby
odpędzić od siebie te myśli zaczynam robić to, co w ostatnich dniach wychodzi
mi najlepiej — udawać, że wciąż żyje i iść obok przyjaciół, wmawiając sobie, że
oni mnie widzą, słyszą i mówią również do mnie.
— Jak im się udało zabić Lucy skoro byli tacy słabi? — pyta Laxus, a
cień, który przemyka po jego twarzy uświadamia mi, że wcale nie chciał zadać
tego pytania na głos.
Dookoła zalega nieprzyjemna cisza. Twarz Natsu przybiera grobowy
wyraz.
— Oni nie mają za grosz honoru — syczy, jakby to miało wszystko
wyjaśnić.
Wymija resztę i idzie przodem. Biegnę za nim, chociaż zdaje sobie
sprawę, że na pewno nie wyczuje mojej obecności. Obdarzam jeszcze przyjaciół
ostrzegawczym spojrzeniem i błagam w duchu, żeby nie szli za Smoczym Zabójcą.
Kiedy Salamander jest w takim stanie, lepiej go dodatkowo nie drażnić.
— Spokojnie, Natsu — mówię z udawaną wesołością. — Jeszcze będziesz miał
okazję powalczyć i rozładować swój gniew. Musimy uwolnić Taiyo.
I zaczynam opowiadać mu o wszystkim, co wydarzyło się od mojej
śmierci, zwierzam się ze wszytskich problemów i rozterek w sposób, na który nie
ośmieliłabym się jeszcze miesiąc temu. Kiedy wypowiadam to na głos, świat traci
resztki sensu. Mam wrażenie, że to tylko mi się śni, że zaraz obudzę się we
własnym łóżku i, zanim dobiegnę do gildii, zapomnę o tym przeklętym koszmarze.
Nagle Natsu zatrzymuje się, a ja niemal wpadam na jego plecy. Wciąga powietrze nosem i zabawnie nim porusza, jakby za chwilę miał kichnąć. Gdyby nie
to, że wiem, że wyczuł czyjś zapach, roześmiałabym się na ten widok. Rozgląda
się dookoła w poszukiwaniu reszty i oddycham z ulgą, kiedy widzę wyraźny zarys
sylwetek i błysk oczu uważnie obserwujących Smoczego Zabójcę. Natsu odwraca się
w ich stronę, ale jego obliczę przybiera morderczy wyraz. Dopiero po chwili
zdaję sobie sprawę, że to nie Erza i pozostali stoją na wzgórzu. Jest ich
znacznie mniej niż nas. Zanim udaje mi się zrobić jakikolwiek najmniejszy krok
w tamtą stronę, jest już po wszystkim. Gray atakuje pierwszą postać po prawej.
W blasku zachodzącego słońca widzę tylko, że jest to mężczyzna. Juvia przyłącza
się do ukochanego, a za nią biegną pozostali. Natsu nawet nie próbuje ruszać na
pomoc, wie, że nie ma już szans na walkę. Wzdycha i przesuwa
otwartą dłonią po zmęczonej twarzy, aby rozluźnić jej mięśnie. Cała jego postawa
wyraża zrezygnowanie, wszystko, co było do zrobienia, zostaje zrobione, teraz musi
zmierzyć się z własnymi myślami i poczuciem winy.
Nie chcąc na niego patrzeć, odwracam wzrok ku wzgórzu. Dostrzegam coś,
co wzbudza moje zainteresowanie. Levy obejmuje jakąś drobna postać, która nie
odwzajemnia jej uścisku. Po smukłej sylwetce domyślam się, że jest to
dziewczyna. Dopiero błysk ostatnich promieni zachodzącego słońca oświetlający
jej jasne włosy uświadamia mi, że to Taiyo.
Biegnę ku niej z szybkością, której nigdy nie osiągnęłabym, posiadając
ciało. Musi mi pomóc, musi spełnić obietnicę. Nie ze względu na mnie, ale ze
względu na moich przyjaciół. Nie chcę, żeby cierpieli przeze mnie. W tej chwili
nie dopuszczam do siebie myśli, że coś może pójść nie tak. Jestem członkinią Fairy Tail, należę do rodziny, która wygraną ma we krwi.
— Taiyo — szepczę cichutko, nie chcą jej przestraszyć.
Dziewczyna odsuwa od siebie zapłakaną Levy i przeszywa mnie swoimi
niewidzącymi oczyma na wskroś. Niezauważalnie kiwa głową, dając mi znak, ze to
już niedługo. Wypuszczam z płuc powietrze i zaciskam powieki.
— Zaprowadzicie mnie do jaskini? — pyta nieśmiałym głosem, który
roztopiłby serce nawet najtwardszego faceta. — To pewnie niedaleko.
Levy odpowiada twierdząco za wszystkich i, nie czekając na nikogo,
rusza w stronę ścieżki, która najpierw opada w dół, a potem pnie się stromo ku
górze.
Laxus patrzy na odchodzące dziewczyny z podejrzliwie zmrużonymi
powiekami, jednak nie mówi ani słowa. Natsu przybliża się do pozostałych, ale
nadal trzyma się lekko z tyłu. Dziwnie ociężale i z trudem stawia kolejne
kroki, jakby niósł na barkach ciężkie brzemię.
W całej grupy wspinającej się tego wieczoru na górę, tylko na mojej
twarzy maluje się wyraz bezgranicznej nadziei.
Ufffffff...... Napisałam. Wiem, że za mało walki i tak jakby wszystko obcięłam, ale chciałam pokazać całą kruchość Hakko Cho ;-; Mam nadzieję, że ostatni rozdział uda mi się napisać szybciej. Obiecuję też (przy światkach), że przez najbliższe dni nadrobię wszystkie zaległości na blogach, które czytam.
Yin, kocham Cię *_*
OdpowiedzUsuńMoje GaLe <333 Bosh, nie mogę przestać się jarać.
Doczekałam się rozdziału! A wiesz, ja też dzisiaj wstawiłam kolejny rozdział fanfidła ^^
Dziś dzień premier! W dwóch grach miałam dzisiaj eventy, wstawiłam rozdział i przeczytałam twój! Piątki są super *◡*
Rozdzialik jak zawsze cudny <3 I uwielbiam słuchać przy czytaniu Thousand Years.
Powodzenia przy następnym rozdziale! Oby zjawił się jak najszybciej ^_^
Q______Q
OdpowiedzUsuńQ__________Q
Następny rozdział jest ostatni?! Dziewczyno, już kończysz?! O_O Nie chęęę~! Nie, nie, nie! Tak bardzo polubiłam tę historię. :< Ale cóż, lepiej jak jest taka krótka i ciekawa niż bez sensu rozwlekana. ^^ A wiem, że potem jeszcze coś fajnego napiszesz, co będę bardzo chętnie czytać. :D
A co do samego rozdziału - czemu ja mam przeklęte wrażenie, że to nie koniec problemów?! Czemu ja się obawiam, że to wszystko się wcale dobrze nie skończy, co? Chcę, żeby Lucy wróciła! TT_TT
Było trochę GaLe! xD Ach, oni sa tacy słodcy! A raczej Levy jest taka słodziutka. :3
Kocham Twoje opisy, ale Ty to wiesz a ja się bez sensu powtarzam. C:
Ślę Ci weny i całusy, i w ogóle to Wesołego Jajka, droga panno! ^^
Super rozdział *-*
OdpowiedzUsuńCzadowo opisywałaś walki...Po prostu brak mi słów ^-^
Biedny Natsu ;-; Mam nadzieję, że Lucy uda się wrócić ;)
Szkoda, że ten blog dobiega końca ;-;
Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^
Ja już chcę następny rozdział xD
OdpowiedzUsuńJuż sobie wyobrażeń te stęsknione spojrzenia Lu i Natsu ;-;
To będzie piękne ;(
Jednocześnie szkoda, że już tylko jeden rozdział xD
Walki było spoko *0* Zauważyłam kilka błędów jak brak kropki lub przecinka, ale to nie przeszkadzało w czytaniu :D Rozdział i tak jest bombowy ^^
Czekam na więcej i pozdrawiam!
Przez ten cały czas wchodziłam tu i sprawdzałam czy nie ma nowej notki i spotykałam się z rozczarowaniem. A dzisiaj aż normalnie dostałam ataku jakiegoś szału radościxD. CO do rozdzialu..... ,,Widocznie stan śmierci mi nie służy" No lepszego tekstu nie można było wymyślić xD gratki za to xd
OdpowiedzUsuńNo kiedy w końcu Lucyna do niech wróci?! No ja chcę zobaczyć reakcje Natsu xD proszę.... nie. Ja cię BŁAGAM! nie pisz kolejnego rozdziału tak długo, bo chyba wyzione ducha ( ale mi się trafiło pod tematyke bloga xD )
A tak w ogóle: wesołych świąt :)
Bardzo podoba mi się Twój blog :). Oryginalny pomysł z Lucy będącą duchem. Strasznie podobał mi się moment snu Natsu :P, w ogóle jego zachowanie i tęsknota są takie słodkie! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, chcąc poznać zakończenie tak ciekawego opowiadania :). Powodzenia i obyś szybko napisała!
OdpowiedzUsuń20 year-old Senior Editor Rollin Foote, hailing from Quesnel enjoys watching movies like "Rise & Fall of ECW, The" and Hooping. Took a trip to Brussels and drives a New Beetle. ma dobry punkt
OdpowiedzUsuń